my heaven of books

sobota, 17 stycznia 2015

Diana Palmer - Nora

Autor: Diana Palmer Tytuł: Nora Wydawnictwo: Mira Harlequin Liczba stron: 382

Odkąd pamiętam zawsze miałam dosyć lekceważący stosunek do "typowych" harlequinów. Nigdy nie przeczytałam żadnego z nich, ale czułam taką... niechęć do nich, chociaż w zasadzie nie miałam z nimi żadnej styczności. Naprawdę nie lubię być z góry do czegoś uprzedzoną, więc gdy nadarzyła się okazja przeczytania jednej z książek tego typu stwierdziłam: "Dlaczego nie? Wiedziałabym chociaż w końcu, co jest takiego w tych powieściach, co tak wiele osób uważa za odrzucające."

Diana Palmer to nazwisko pisarki, której książek nawet jeśli się nie czytało, to na pewno gdzieś się słyszało. To autorka ponad dziewięćdziesięciu książek, które zostały przetłumaczone na wiele języków i licznie nagrodzone. "Nora" to jedna z jej dzieł, które ukazało się w 1994 roku, a całkiem niedawno doczekało się wznowienia swojego wydania w nowej, ładniejszej wersji.

Teksas, rok 1902. Eleanor Marlowe, nazywana przez bliskich "Norą" to wykształcona panna z dobrego domu, która lubuje się w podróżach. Dziki Zachód od zawsze ją fascynował, dlatego była bardzo podekscytowana, gdy otrzymała szansę, aby się tam się wybrać. Nowe miejsce jednak nie jest podobne do tych, o których czytała, a mężczyźni tam mieszkający niczym nie przypominają książkowych bohaterów...

Cóż - harlequiny z definicji są książkami mało wymagającymi. Typowymi romansami, w których główną osią fabuły jest oczywiście wątek miłosny. Koniecznie zawierający jakieś banalne przeciwności losu, dodajcie do tego szczyptę tajemnicy i otrzymacie przepis na po prostu "fajną" lekturę. Nic specjalnego, coś, co bardzo szybko wypadnie z pamięci, a jednak będziecie naprawdę zafascynowani losami bohaterów. Ze mną tak było. Czas płynął mi nieubłaganie szybko, a nim zauważyłam, skoczyłam lekturę "Nory" bardzo zdziwiona swoim tempem czytania.

"Nora" pozytywnie mnie zaskoczyła, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że to literatura z niższej półki. A takie przecież też są potrzebne. Dobrze jest czasami się zrelaksować przy tak niewymagającej lekturze i zapomnieć o monotonnej codzienności. Uważam jednak, że nie należy przesadzać i sięgnąć też czasem po te "ambitniejsze" pozycje, które też przecież istnieją.
Moja ocena: 5/10

8 komentarzy:

  1. Mam tak samo jak Ty, nie lubię harleqinów, a jednak żadnego nie przeczytałam, no może przeczytałam 3 takie książki, ale w kompletnie innym gatunku. Lecz nie sądzę, bym chętnie czytała takie pozycjie

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój romansowy limit wyczerpał się na najbliższe pół roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Harlequiny to raczej nie moja bajka, jednak masz rację- czasem dobrze jest przy nich odpocząć. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie przeczytam. Nie lubię romansów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie średnia ta książka, chyba sobie odpuszczę. Zwłaszcza, że ogólnie książki Palmer nie stoją wysoko na półce z babską literaturą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z drugiej strony, z doświadczenia wiem, że Harlequiny są czasami o niebo lepsze niż wydawane ówcześnie książki młodzieżowe. W Harlequinach jest przede wszystkim mnóstwo emocji, podczas gdy w niektórych książkach dla nastolatek bądź YA, emocje są czysto papierowe i nijak nie da się wczuć w realia takiej książki.
    Oczywiście, Harlequin nie jest literaturą, która może się mierzyć z wyższymi półkami. Nie. Jednak dochodzę do wniosku, że niektóre historie opatrzone nazwą harlequin odpychają, a te które tej nazwy nie posiadają cieszą się uznaniem; podczas gdy oby dwie mają ten sam wątek i nawet podobną akcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, zdecydowanie! Często tak jest, że YA to jakiś bezsensowny zbiór dziwnych dialogów, pretendujący do bycia czymś straszliwie ambitnym, a tymczasem harlequiny niewymagającej treści z definicji potrafią naprawdę zaskoczyć.

      Usuń
  7. to raczej książka nie dla mnie, ale czasem potrzebne są te mniej wymagające :)

    OdpowiedzUsuń