Autor: P.C Cast
Tytuł: Bogini oceanu
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 408
Moja ocena: 7/10
Tytuł: Bogini oceanu
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 408
Moja ocena: 7/10
W dniu dwudziestych piątych urodzin Christine Canady wypowiada zaklęcie z nadzieją, że odmieni ono jej bezbarwne życie singielki. Nie spodziewa się jednak, że magiczne słowa w tak niezwykły sposób odmienią rzeczywistość.
Kiedy jej samolot rozbija się na oceanie, życie Christine zmienia się na zawsze. Po odzyskaniu przytomności oszołomiona odkrywa, że znajduje się w legendarnym miejscu i czasie, w którym rządzi magia, a jej ciało przybrało postać mitycznej syreny Undine. W wodach czai się jednak niebezpieczeństwo. Litując się nad nią bogini Gaja, zamienia Christine ponownie w kobietę, by mogła poszukać schronienia na lądzie. Kiedy na ratunek przybywa przystojny wybawiciel, zamiast cieszyć się ze spełnionego marzenia, Christine tęskni za oceanem i seksownym trytonem, który skradł jej serce...
"Bogini oceanu" to pierwsza część rozpoczynająca cykl "Wezwanie bogini" autorstwa P.C Cast, która głównie kojarzona jest za sprawą serii "Dom Nocy", napisaną razem ze swoją córką. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to niezwykle magiczna okładka, którą wydawnictwo zdecydowanie może zaliczyć do udanych, poza tym tekst na skrzydełkach również mnie zachęcił. Ochoczo przystąpiłam do czytania.
Byłam naprawdę ciekawa jak P.C Cast poradzi sobie z samodzielnym napisaniem książki. Nie przepadam za "Domem Nocy", bowiem według mnie jest to do bólu przewidywalna i infantylna seria. I teraz już wiem, że całe to "Moja matko", "Moja córko" nie wzięło się znikąd, bowiem autorka chyba uwielbia takie klimaty, z różnicą, że w "Bogini oceanu" czytelnik ma do czynienia z Boginią Ziemi - Gają.
Christine Canady, przez przyjaciół nazywana CC jest sierżantem amerykańskich sił powietrznych. Jej życie jest poukładane i spokojne. Pewnego dnia, w dniu swoich dwudziestych piątych urodzin kobieta upija się i w efekcie wzywa boginię Gaję, przy okazji wypowiadając do niej życzenie. CC nie spodziewała się, jak wiele w jej normalnej egzystencji ulegnie zmianie.
Podczas jednego ze służbowych lotów CC samolot rozbija się nad oceanem. Kobieta nie chce umierać, ale wierzy, że taki właśnie los ją czeka. Kiedy zaczyna tracić nadzieję, pojawia się przed nią przepiękna istota, wręcz żywcem wyjęta z mitycznych opowieści. Daje ona wybór głównej bohaterce: życie lub śmierć i CC się nie waha, wybiera to pierwsze. I tak oto następuje zamiana ciał: CC staje się jednocześnie księżniczką i syreną Undine. Niebezpieczeństwo nadal jednak jej nie opuszcza, bowiem obsesyjnie pragnie ją posiąść brat jej wybawicielki. Litościwa Gaja udziela pomocy córce i obdarowuje ją ludzką postacią. Undine jednak musi co trzecią noc wybrać się do oceanu, inaczej umrze. Jej celem jest znalezienie miłości na lądzie. Główna bohaterka jednak nie spodziewa się, że na jej drodze pojawi się przystojny tryton imieniem Dylan.
Mam mieszane uczucia co do tej powieści. Pomimo dobrej oceny jest ona pełna mankamentów. Zabrakło mi bardziej szczegółowego wprowadzenia w akcję. Wszystko, począwszy od wezwania bogini, a skończywszy na awaryjnym lądowaniu samolotu wydarzyło się szybko, a wręcz błyskawicznie. Poza tym nie polubiłam żadnego bohatera, każdy z nich wydawał mi się taki płaski, bez życia. A najbardziej już irytowała mnie główna bohaterka, która praktycznie jest odbiciem Zoey Redbird z "Domu Nocy". Gdyby nie fakt, że w książce był podkreślony jej wiek, pomyślałabym, że mam do czynienia z dzieckiem, bo CC właśnie w wielu sytuacjach tak się zachowywała. Wykazywała się zerowym rozsądkiem i inteligencją, nie wspominając już o jej rozpaczy, gdy rodzice zapomnieli o urodzinach córki. To było dla mnie po prostu żenujące, P.C Cast zdecydowanie nie wychodzi tworzenie nie tylko pierwszoplanowych bohaterów, ale także tych pozostałych.
W "Bogini oceanu" największym plusem są elementy mitologiczne w niej zawarte. Zdecydowanie uwielbiam takie motywy, więc nie miałam żadnego problemu w zrozumieniu akcji. Warsztat pisarski P.C Cast pozostawia wiele do życzenia, jest tak prosty, że aż razi w oczy. Dobrze, że akurat miałam ochotę na coś lekkiego, więc nie patrzyłam na styl pisania aż tak krytycznie.
Podsumowując: "Bogini oceanu" to lekkie czytadło. Nie jest to literatura z wysokiej półki, ale przyjemnie i szybko się ją czyta. Jest wręcz idealna na wakacje.
"Prawdziwa miłość to nie napój, który jedna osoba może wypić, a druga odstawić. O prawdziwej miłości można mówić tylko wtedy, gdy dwie dusze łączą się w jedno."
Nie przepradam za twórczością oby pań Cast, nawet jeśli to lekka lektura. Dlatego spasuję, :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała i żałuję, że nie ma w Polsce jeszcze kontynuacji.
OdpowiedzUsuńMoże sięgnę ;)
OdpowiedzUsuń„Dom nocy” to według mnie jeden wielki, nic nie warty gniot, dotarłam do czwartej części i dosłownie podczas jej czytania rzuciłam tą książką... tak więc za „Boginię oceanu” nawet nie zamierzam się brać... a jak widzę po przeczytaniu Twojej recenzji to wiele nie tracę. :)
OdpowiedzUsuńHm.. Czytam Dom Nocy i nie jest najgorszy ;) Może kiedyś sięgnę również po "Boginię oceanu" :)
OdpowiedzUsuńDodałam recenzję do wyzwania "Czytam Fantastykę"
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Czytałam, ale już dawno. Pamiętam, że bardzo mi się spodobała.
OdpowiedzUsuń