my heaven of books

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Melissa de la Cruz - Maskarada

Maskarada - Melissa de la Cruz 
Autor: Melissa de la Cruz
Tytuł: Maskarada
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 317

Moja ocena: 6/10
Dawno temu, kiedy byłam w fazie czytania wszystkiego o wampirach sięgnęłam po znaną serię Melissy de la Cruz, Błękitnokrwistych. I choć pierwsza część średnio mi się podobała, to postanowiłam w końcu zapoznać się z kontynuacją o równie wdzięcznym tytule, co okładce. Mowa oczywiście o "Maskaradzie".

Na początku pragnę zaznaczyć, iż "Maskarada" podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza część. Było w niej po prostu więcej akcji i tajemnic, a to są dla mnie obowiązkowe rzeczy w fantastyce. Bez nich ani rusz. Wprawdzie i tutaj autorce znowu podwinęła się noga i nie uniknęła ona zbyt szczegółowych opisów strojów, a w szczególności ich metek, co jest naprawdę straszliwie irytujące. Rozumiem, że w ten sposób Cruz chciała podkreślić wyjątkowość błękitnokrwistych, ale doprawdy, nie popadajmy w przesadyzm. Skoro zaczęłam od wad, to od razu przejdę do kolejnej... jaką jest nieumiejętność budowania napięcia przez autorkę. Dosłownie. Dużo, dużo akcji, przyjemnie się czyta, ale nic poza tym. To nie jest jedna z tych serii, które się pochłania z wypiekami na twarzy.

Pomimo tego, że "Maskarada" obfituje w akcję, to naprawdę ciężko jest streścić w kilku zdaniach zarys fabuły. Naprawdę, coś takiego zdarza mi się pierwszy raz. Przede wszystkim na tylnej okładce książki jest za dużo opisu; komu chciałoby się to wszystko czytać? W każdym razie głównie akcja skupia się na poszukiwaniach dziadka Schuyler, podczas gdy równocześnie na Manhattanie trwają przygotowania do legendarnego balu, a nawet w szkole pojawia się nowy uczeń. Z czasem na jaw wychodzą coraz to nowsze intrygi, w które zamieszani są nasi mniej (lub bardziej) lubiani bohaterowie.

W serii Melissy de la Cruz nie znajdziemy wymiarowych, kolorowych i różnorodnych bohaterów. Nie da się ukryć, iż autorka nie bardzo wnikała w osobowości postaci, przez co wszyscy są do siebie bardzo podobni. Wykreowani bez emocji, na potrzebę tzw. "młodzieżówki". Ja poszukuję nieco więcej w książkach, więc mnie to nie zadowoliło. Wyróżnię jedynie Mimi, rozpuszczoną i bogatą nastolatkę, która ciekawie się wyróżnia na tle innych, bezosobowych bohaterów, w szczególności Schuyler.

Błękitnokrwiści to cykl będący (jak dla mnie) wampirzym odpowiednikiem Plotkary, która reprezentuje sobą bardzo żenujący poziom. Mamy bogatych nastolatków, którzy w wakacje robią takie rzeczy, które mogą robić tylko ci "bogaci", dużo akcji i w zasadzie to tyle, nic ambitnego, a mimo to, fajnie się ją czyta.  Ponadto "Masakrada" wypada znacznie lepiej w zestawieniu z pierwszą częścią.  
Błękitnokrwiści to przyjemny czasoumilacz, lekkie i nieskomplikowane czytadełko. Jeśli takie było zadanie tego cyklu, to zostało ono spełnione.

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię wampiry, ale do tej serii mnie wcale nie ciągnie.. więc raczej ją sobie odpuszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam, ale po Twojej recenzji może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy chcę czytać "Błękitnokrwistych". Tyle się naczytałam na temat tej serii hejtów, że chyba odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam dość książkowych wampirów, więc na pewno nie przeczytam tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba jednak odpuszczę, nie lubię ych nowych wampirów... Anne Rice nadal jest dla mnie w tej dziedzinie autorytetem ;) A tak serio,wielu autorów nadal potrafi świetnie przedstawić wampiry i wykreować pełnokrwistą fabułę z nimi jako bohaterami,ale nie mogę znieść tego "zniewieściałego" wampirzego świata,który teraz atakuje nas z wszystkich stron.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie ta seria bardzo, bardzo się spodobała.

    OdpowiedzUsuń