my heaven of books

sobota, 29 listopada 2014

Stos #10/2014

Hej! 
Te comiesięczne stosy stały się już niemal tradycją na moim blogu. Pomińmy fakt, że pokazywałam je z różną częstotliwością i nie zawsze trzymałam się wyznaczonego terminu. ;) Te stosy także uzmysławiają mi niesamowicie szybki upływ czasu. Przy codziennych obowiązkach bardzo łatwo jest popaść w rutynę, ale na szczęście są książki, które przecież zawsze nam ten czas umilają. Dzisiaj zrobiłam się trochę sentymentalna, bo już 16 grudnia my heaven of books będzie obchodził swoje drugie urodziny. A wydawałoby się, że całkiem niedawno przeczytałam powieść Lauren Oliver, "Delirium" i w mojej główce zrodził się pomysł, aby zrecenzować tę książkę... Cóż, nie będę się wdawała w ten temat, bo na to przygotuje oddzielny post. W każdym razie dzisiaj przychodzę do Was ze stosem zdobyczy z listopada. Niestety, ale praktycznie mam tylko czas na czytanie bieżących nowości, a stosy książek, które leżą miesiącami pozostają nadal nieprzeczytane. Mam nadzieję, że w święta uda mi się wygospodarować dla nich trochę czasu.

(kliknij na obrazek, aby powiększyć)
Od lewej strony:
1. Jennifer L. Armentrout - "Obsydian" - zakup własny - czy muszę dużo pisać? W Polsce o tej książce nie jest tak głośno, jak za granicą. Powieść ta otrzymuje same laurki i pochwały, a więc... Siła wyższa zmusiła mnie do jej kupna. Ciężkie życie moli książkowych. :D
2. Gayle Forman - "Zostań, jeśli kochasz" - jw. - tak pokochałam film, który niedawno obejrzałam, że musiałam mieć książkę. Nawet wygrzebałam na nią pieniądze, których powinnam nie mieć. ;)
3. Sally Green - "Zła krew" - od GW Foksal - zaczęłam czytać i zapowiada się nieźle. Naprawdę intrygująco. Jak tak dalej pójdzie, to spodziewajcie się recenzji na dniach.
4. Brandol Mull - "Pięć królestw. Łupieżcy niebios" - od wyd. Egmont - niedługo się za nią zabieram i mam nadzieję, że mnie nie rozczaruje.
5. Kami Garcia, Margaret Stohl - "Niebezpieczne istoty" - od wyd. Feeria - czytałam szczotkę, dostałam, piękny, finalny egzemplarz. Książka przede wszystkim o wiele lepsza niż "Piękne istoty", a chwilami wręcz myślałam, że została napisana przez kogoś innego... - (RECENZJA)
6. C. C Hunter - "Zabrana o zmierzchu" - jw. - kontynuacja Wodospadów Cienia, które są jedną z tych serii, których się nie czyta, a które się pochłania. - (RECENZJA) Przypominam, że u mnie na blogu odbywa się konkurs (tutaj), w którym jest właśnie ten tom do wygrania. :)

Od prawej strony:
7. Cecelia Ahern - "Love, Rosie" - od wyd. Muza S.A - ogromnie się ucieszyłam, gdy ją odebrałam na poczcie. Mam nadzieję, że ani książka, ani film mnie nie rozczarują, bo ta historia zapowiada się naprawdę ciepło i uroczo.
8. Abigail Gibbs - "Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża" - jw. - (RECENZJA)
9. Morgan Matson - "Aż po horyzont" - kolejna perełka z biblioteki! Uwielbiam znajdować takie cuda na półkach.
10. Alexandra Monir - "Poza czasem" - jw. - coś tam słyszałam o tej serii, zobaczymy czy mi się spodoba.
11. Alexandra Monir - "Władcy czasu" - jw.
12. Julianna Baggott - "Nowy przywódca" - jw. - bardzo dawno temu przeczytałam pierwszy tom tej serii i byłam pod ogromnym wrażeniem, dlatego cieszę się, że w końcu natrafiłam na kontynuację w bibliotece. Recenzja "Nowej Ziemi" TUTAJ.

Czytaliście coś? Co polecacie, a co odradzacie?

piątek, 28 listopada 2014

Joanna Hickson - Oblubienica z Azincourt

Autor: Joanna Hickson Tytuł: Oblubienica z Azincourt Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 550

Nie zawsze lubiłam powieści historyczne, będąc bardziej dokładną, dopiero od ponad roku jestem ich ogromną fanką i przeczytanie każdego nowego dzieła z tego gatunku sprawia mi wiele radości. Są to książki, które nieodłącznie kojarzyły mi się z nudą i rozwleczoną akcją, a prawda jest taka, że więcej w nich dynamizmu niż w niejednym kryminale. Jestem pewna, że właśnie z powodu tych błędnych przekonań wiele osób omija tego rodzaju powieści, tym samym darując sobie okazję przeczytania czegoś naprawdę dobrego i wciągającego. I właśnie takie jest dzieło Joanny Hickson, "Oblubienica Azincourt".

Narratorką tej powieści jest Guillaumette "Mette" Dupain, córka piekarza, która na wskutek swoich tragicznych doświadczeń trafia na dwór królewski we Francji. Gdy poroniła, okazała się idealną kandydatką na mamkę dla najmłodszego, dziesiątego już dziecka królowej Izabeli oraz Karola Szalonego - Katarzyny. Mała, śliczna istotka szybko wnika w serce zwyczajnej, młodej dziewczyny, pozwalając jej ukoić ból po utracie syna. A sama księżniczka także potrzebuje bliskości i opieki, szczególnie, gdy jej matka jest zbyt zaprzątana królewskimi sprawami, aby przejmować się swoimi dziećmi, a stan psychiczny jej ojca jest - delikatnie mówiąc - niestabilny.

Gdy Katarzyna de Valois dorasta, więź z jej mamką ani trochę nie słabnie, przeciwnie, staje się jeszcze silniejsza. Jest dla niej jednocześnie matką i przyjaciółką. Młoda Katarzyna staje się narzędziem na francuskim dworze, w którym aż się roi od intryg. Jaki wybór ma księżniczka, gdy chodzi o jej życie? To proste - nie ma żadnego wyboru, mimo to wciąż potrafi wykazać się niesamowitą odwagą i dostojnością niczym urodzona królowa. Na domiar tego pokój między Francją a Anglią jest coraz bardziej kruchy...

Książki o takiej obszerności nie zawsze od początku zaczynają się podobać. Wiadomo, gdy powieść ma grubo ponad pięćset stron, nie można liczyć, że od pierwszej przeczytanej kartki zacznie się coś dziać. Cóż, Joanna Hickson w tym wypadku jest wyjątkiem i udowodniła, że owszem, to jest możliwe. Dosłownie, gdy tylko zaczęłam czytać "Oblubienicę z Azincourt" od razu wniknęłam w świat średniowiecznego przepychu. Każda zapisana strona tej lektury jest przesycona napięciem, które powoduje, że pochłania się ją wręcz z wypiekami na twarzy.

Dotychczas, gdy miałam do czynienia z powieściami historycznymi, nie odczuwałam tego, że w istocie opisani bohaterowie istnieli przecież naprawdę. Wiadomo, że takie osobowości ciężko jest odzwierciedlić idealnie, nawet mając do dyspozycji rozmaite źródła historyczne, co niestety, znikomo wpływa na wyobraźnię czytelnika. Autorki takich książek często przedstawiają jedynie suche fakty z życia królów i księżniczek, nie dbając o takie "szczegóły", jak chociażby indywidualne cechy charakteru. Po co, przecież te osoby są prawdziwe i same ich imiona i nazwiska powinny wystarczyć, prawda? Cóż, nie wystarczają. Ja, żeby być usatysfakcjonowanym czytelnikiem potrzebuję czegoś, co sprawi, że pokocham danego bohatera, że nie będę mogła przestać dociekać, jego historii, jego przyszłości. I Joannie Hickson właśnie się to udało - stworzyła postacie z krwi i kości, nie ograniczyła się do pustych informacji, przez co ja wraz z nimi odczuwałam każdą najmniejszą porażkę, a także i sukces. Wnikliwość ukazania więzi pomiędzy zwyczajną dziewczyną, z córką króla i królowej Francji jest godna pochwalenia. Pisarka pokazała, że różnice stanowe są niczym, w porównaniu z prawdziwą miłością i oddaniem.

"Oblubienica z Azincourt" dzieli się na cztery części, z czego każda z nich opowiada o innych etapach w życiu zarówno Mette oraz Katarzyny. Każdy z nich pokazuje, jak wielkiej ewolucji ci bohaterowie ulegają, a wraz z każdym doświadczeniem nabywają mądrości i widać, jak dojrzewają. Joanna Hickson sprawnie manipuluje ze swoimi czytelnikami i to trzeba jej przyznać - nie oderwiecie się od tej książki, aż do ostatniej strony. To świetna powieść historyczna wnikliwie ukazująca realia tamtych czasów, a przy tym została wzbogacona o plastyczne opisy i bohaterów, których w jednej chwili albo się pokocha, albo znienawidzi. Wyśmienicie się przy niej bawiłam. Polecam!
Moja ocena: 8/10

środa, 26 listopada 2014

Przedpremierowo: Kami Garcia, Margaret Stohl - Niebezpieczne istoty

Autor: Kami Garcia, Margaret Stohl Tytuł: Niebezpieczne istoty (tom I) Wydawnictwo: Feeria, Feeria Young Liczba stron: 332 Premiera: 3 grudnia 2014

Każdy fan gatunku, jakim jest paranormal romance na pewno słyszał o "Pięknych istotach" - pierwszym tomie otwierającym serię Kroniki Obdarzonych. Tytułowi Obdarzeni dzielą się na wiele różnych rodzajów, z czego każdy z nich posiada nietypowe umiejętności, które odróżniają ich od siebie nawzajem. Pomysł ten daje ogromne pole do manewru, dlatego cieszę się, że Kami Garcia oraz Margaret Stohl postanowiły rozpocząć nową sagę, opowiadającą właśnie o tych istotach, ale w której drugoplanowi bohaterowie, których czytelnik poznał z poprzedniej serii, grają pierwsze skrzypce. Przygotujcie się na historię, która po prostu Was pochłonie!

Poznajcie Ridley Duchannes, siostrę Leny z cyklu Kroniki Obdarzonych, która została naznaczona przez Ciemność. Jako Istota Ciemności reprezentuje sobą gatunek syreny, czyli krótko mówiąc jest mistrzynią manipulacji. Wesley "Link" Lincoln, najlepszy przyjaciel Ethana, oprócz poczucia humoru, ma jedno marzenie i za wszelką cenę postanawia je spełnić: pragnie on rozpocząć karierę muzyczną i w tym celu wraz ze swoją dziewczyną Ridley wyjeżdża do Nowego Jorku. A tam czeka na nich wiele niebezpieczeństw... Poza tym ich związek nie należy do najłatwiejszych, nieustannie się kłócą, po czym się godzą i tak w kółko. Czy uda im się wyjść cało z opresji? I czy nadal pozostaną razem, pomimo tego, że różnią się od siebie jak ogień i woda?

Z Kronikami Obdarzonych jest całkiem nieciekawa i nieprzyjemna sytuacja. Mianowicie w Polsce zostały wydane tylko trzy z czterech tomów tej sagi, więc w zasadzie nikt z nas nie miał możliwości poznania zakończenia historii Leny i Ethana. A za tydzień będzie miała swoją premierę pierwsza część spinoffu pt. tego cyklu - "Niebezpieczne istoty", dlatego jestem po prostu pewna, że niedługo pojawią się pytania, czy jest w ogóle sens zaczynia całkowicie nowej historii, która przecież nawiązuje do pierwowzoru. Jeśli ktoś chce się czuć pewniej w temacie Obdarzonych, może przeczytać "Piękne istoty", moim zdaniem nie jest to jednak obligatoryjne. Każdy czytelnik bez problemu powinien się odnaleźć w "Niebezpiecznych istotach", ponieważ to jest nowa historia, a jakiekolwiek wątki czy bohaterowie z Kronik Obdarzonych występują raczej znikomo. Fakt, nie ma tutaj zbyt wiele wytłumaczeń związanych z Obdarzonymi, czy generalnie światem stworzonym przez pisarki w poprzednim cyklu, jednak myślę, że uważny czytelnik bez problemu da sobie radę z przyswojeniem tych informacji. Jeśli chodzi o spojlery - cóż, pojawiło się ich kilka, ale to jest ryzyko, które trzeba podjąć, jeśli nie zna się zakończenia poprzedniej sagi. Zapewne pojawi się kilka luk, których nie będzie można wypełnić, ale na szczęście nie jest to nic tak dużego, na co bym zwróciła większą uwagę. Autorki postanowiły zostawić wątek Ethana i Leny w spokoju, i pozwolić im usunąć się z drogi dla niezwykle pasjonujących Ridley i Linka. I och, cóż to za historia...

Na Linka i Ridley nie sposób nie zwrócić uwagi w czasie lektury "Pięknych istot". Są na tyle wyrazistymi osobowościami, że jest to po prostu niemożliwe. Są to bohaterowie, do których zapałałam sympatią już od pierwszej strony, na której się pojawili, dlatego ogromnie się ucieszyłam, gdy w moich rękach wylądował przedpremierowy egzemplarz "Niebezpiecznych istot". Z pewnością mogę napisać, że są to postaci o wiele ciekawsze, niż Ethan i Lena. Powiedziałabym, że razem tworzą iście diabelski duet i wspaniale razem współgrają. Ich dialogi są pełne ikry i emocji, zawsze mają do powiedzenia coś interesującego, z poczuciem humoru, co wywołuje u czytelnika natychmiastowy szeroki uśmiech. Tak nietypowej pary, która by w takim stopniu mnie zaciekawiła, jak oni, nie spotkałam dotychczas chyba w żadnej książce. To dzięki nim nie mogłam wprost oderwać się od czytania tej powieści, aż do ostatniej strony, a nawet po jej przeczytaniu chciałam krzyczeć: więcej!

"Niebezpieczne istoty" są o wiele lepsze od "Pięknych istot". Nie tylko przez wzgląd na ciekawszą fabułę, ale także i to, że zostały o wiele lepiej jakościowo napisane. Ta książka jest dopracowana, nie ma w niej rażących niedociągnięć. Kami Garcia i Margaret Stohl poprawiły błędy, które mnie zraziły i spowodowały niedosyt w Kronikach Obdarzonych. Tutaj nie ma tak dużego natężenia refleksji i bezsensownych irytujących przemyśleń (może dlatego, że Ridley i Link po prostu działają spontanicznie i uparcie wszystkiego nie analizują). Akcja jest pełna dynamizmu, a czytelnik z każdą kolejną stroną w zasadzie nie wie, czego się spodziewać. Byłam nieustannie zaskakiwana, co powodowało potęgujące się coraz bardziej napięcie i ciekawość, którą chciałam zaspokoić. I tak zrodziło się błędne koło, ponieważ po prostu nie dałam rady oderwać się od tej wciągającej historii, bo nieustannie dociekałam, co będzie dalej.

"Niebezpieczne istoty" to prawdziwa gratka dla fanów połączenia fantastyki i romansu, bo to przecież idealny duet na długie wieczory. Zawiera wszystko, czego poszukuję w tego rodzaju książkach: całą szeroką gamę emocji, wyrazistych bohaterów, intrygującą fabułę i błyskotliwe dialogi. Jedynym jej minusem jest tylko to, że jest taka krótka! Polecam!
"Nie tak ze sobą rozmawiali. Obrzucali siebie, czym popadło. Obelgami, drwinami, czasem nawet pilotami do telewizora. Wszczynali wojny i się godzili, znów wszczynali i znów się godzili. Nie ustalali żadnych podstawowych zasad. Nie dopuszczali do głosu uczuć. Nie wykładali sobie nic otwarcie."
Moja ocena: 8/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

wtorek, 25 listopada 2014

Kami Garcia, Margaret Stohl - Piękne istoty

Autor: Kami Garcia, Margaret Stohl Tytuł: Piękne istoty (Kroniki Obdarzonych tom I) Wydawnictwo: Łyński Kamień Liczba stron: 534

Powieści z wątkiem fantastycznym i miłosnym, tzw. paranormal romance, choć są schematyczne - wszyscy z pewnością je czytamy i cieszymy się przy tym z tak lekkiej i niezobowiązującej lektury. "Piękne istoty" pragnęłam przeczytać od bardzo dawna. Wybrałam się nawet do kina na ekranizację tejże historii, ale nigdy nie miałam okazji sięgnąć po pierwowzór, choć od niedawna mam go na swojej półce. W końcu nadeszła ta chwila... Niedługo ma premierę spinoff tej serii i w końcu to mnie zmobilizowało do sięgnięcia po tę opowiesć. Choć książkę tą skończyłam czytać kilka dni temu, nie od razu napisałam jej recenzję. Nie dlatego, że mi się nie podobała, ale dlatego, że nie do końca wiedziałam, jak wyrazić swoją opinię świeżo po jej ukończeniu. Podsumowując mój krótki wywód: mam po prostu mieszane uczucia...

Ethan Wate od urodzenia mieszka w małym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych - Gatlin. I odkąd pamięta, chce się stamtąd wyprowadzić i zwiedzić świat. Pewnego dnia jego nudne życie przestaje być takie nudne... Nastolatek zaczyna mieć dziwne sny, w których ukazuje mu się piękna, ciemnowłosa dziewczyna. Wyobraźcie sobie jego zaskoczenie, gdy właśnie ona pojawia się w jego szkole. Nazywa się Lena Duchannes i niedawno wprowadziła się do Gatlin. Na domiar tego jest siostrzenicą dziwaka, Macona Ravenwooda - jak nazywają go miejscowi. Jak losy tej dwójki się połączą?

To, co chyba najbardziej nietypowe w tej powieści to sam narrator pierwszoosobowy, którym jest chłopak. W obecnej chwili nie potrafię sobie przypomnieć żadnej innej książki z tego gatunku, która byłaby napisana z męskiego punktu widzenia. I to okazało się dla mnie największą zaletą w "Pięknych istotach". Zawsze ciekawie jest się dowiedzieć, co siedzi w głowie płci przeciwnej, niż nieustannie próbowanie się tego domyślić (co zazwyczaj kończy się fiaskiem). W końcu ile można czytać o dziewczynach zachwycających się przystojnymi chłopakami? Czas na chłopaków wychwalających urodę dziewczyn. Nie żeby w tej powieści było tego wiele. Ethan na całe szczęście jest bohaterem bardzo dobrze wykreowanym, którego życie nie ogranicza się jedynie do Leny. Ma on swoich przyjaciół, swoje osobiste problemy i swoje indywidualne cechy. Naprawdę miło się czytało o jego refleksjach (o ile nie było ich zwyczajnie za dużo). Skoro już piszę o postaciach to wypadałoby wspomnieć o Lenie Duchannes. Jeśli chodzi o mnie - mam mieszane uczucia. Nie jest to typowa irytująca bohaterka tego typu książek, która cechuje się jedynie głupota i naiwnością. Nie, ta nastolatka z pewnością taka nie jest. Ma swoje zdanie i zawsze je broni, a dla osób, które kocha jest gotowa do wielu poświęceń. Najbardziej jednak nie zapałałam sympatią do dwójki głównych bohaterów, ale do tych drugoplanowych: Linka i Ridley. Oboje są niesamowicie wyraziści i interesujący, zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia. Cieszę się, że otrzymali oni swój własny spinoff.

"Piękne istoty" spodobałyby mi się znacznie bardziej, gdyby pisarki postanowiły uczynić akcję trochę bardziej dynamiczną, bo tego dynamizmu niestety mi zabrakło i jest to ogromne odczuwalne w czasie lektury. O ile pomysł na Obdarzonych jest świetny i jak najbardziej trafiony, to w porównaniu z powolną akcją nie został ukazany w jak najlepszym świetle. Wyobraźcie sobie, w jednej chwili tempo jest zawrotne, czytelnik nie wie, czego się spodziewać, po czym przez kilka kolejnych rozdziałów spokojnie można sobie przysnąć, są tak nudne. Duża też w tym zasługa samego głównego bohatera, Ethana. Owszem, polubiłam go, ale nie miałabym nic przeciwko mniejszej ilości jego przemyśleń, chwilami miałam wrażenie, że nie wnoszą one nic istotnego do fabuły. Gdyby były krótsze, to naprawdę ciekawiej by się je czytało.

"Piękne istoty" to pierwszy tom Kronik Obdarzonych. Kami Garcia oraz Margaret Stohl miały świetny pomysł na nową serię, która została napisana praktycznie bez zarzutu, pomijając lekkie niedociągnięcia i skłonność do popadania w niepotrzebne przemyślenia. Całkiem dobrze bawiłam się w czasie tej lektury książki i mam nadzieję, że kolejne tomy będą lepsze. Polecam fanom połączenia wątku fantastycznego z romansem - to chyba nigdy mi się nie znudzi.
Moja ocena: 7/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

sobota, 22 listopada 2014

Mary Kubica - Grzeczna dziewczynka

Autor: Mary Kubica Tytuł: Grzeczna dziewczynka Wydawnictwo: Mira Harlequin Liczba stron: 363

"Grzeczna dziewczynka" to książka reklamowana hasłem: Jeszcze lepsza niż światowy bestseller "Zaginiona dziewczyna"! Cóż, "Zaginionej dziewczyny" nie czytałam, ale jeśli obie te powieści są do siebie porównywane, to chyba nie będę miała wyboru. Dlaczego? Otóż dlatego, że dzieło Mary Kubicy naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło i niesamowicie wciągnęło i po po prostu nie daruję sobie nieprzeczytania lektury, która jest utrzymana w podobnym klimacie. Obowiązki? A co to w ogóle jest w obliczu tak wciągającej książki?

Mia Dennett pochodzi z dobrego, szanowanego domu. Jej ojciec jest sędzią i cała jej rodzina wydaje się być poukładana. To tylko pozory, a sama dwudziestopięcioletnia Mia pragnęła wyprowadzić się w chwili, gdy tylko ukończy pełnoletniość. Nietrudno się domyślić, że jej kontakty z rodzicami pozostawiają wiele do życzenia. Wyobraźnie więc sobie zdziwienie matki Mii, Eve, która pewnego dnia odbiera telefon... I okazuje się, że jej córka nie pojawiła się w pracy, i nikt nie wie, gdzie jest. Szybko wychodzi na jaw, że została porwana... Kim są jej porywacze? I, co najważniejsze, czy Mia odnajdzie się cała i zdrowa?

Zdecydowanie największym atutem, którym zabłysnęła Mary Kubica to element zaskoczenia. Byłam pewna, że mam wyrobioną określoną opinię na temat bohaterów, że widzę ich albo w czarnym, albo w białym świetle, a tutaj nagle autorka zaskakuje mnie w sposób, którego nie potrafiłam przewidzieć. Drugim plusem "Grzecznej dziewczynki" jest właśnie kreacja postaci, żywych i pełnowymiarowych osobowości mających indywidualne cechy charakteru i różniących się od siebie pod wieloma względami. Świetnym przykładem jest tutaj nie tylko Mia Dennett, która czytelnikowi może się jawić jako kobieta z dobrego domu, mająca wszystko idealnie poukładane, ale także i sam porywacz, który chyba jeszcze lepiej ilustruje niejednoznaczność bohaterów. Pamiętajcie, aby nie osądzać żadnego z nich... Bo na końcu i tak zmienicie zdanie.

Świetnie została ukazana relacja na gruncie porwanej i porywającego. Początkowo Mia pragnie uciec i boi się swojego oprawcy - co zresztą chyba jest zrozumiałe. Jednak stopniowo w spartańskich warunkach małego domu, w środku lasu zaczyna rodzić się między nimi nietypowa więź. Czyżby syndrom sztokholmski? Może... Pamiętajcie, niczego nie możecie być pewni. Choć już minęło kilka dni, od kiedy przeczytałam tą powieść, to nadal nie wiem, co sądzić o ich związku.

"Grzeczna dziewczynka" została napisana w sposób interesujący, jednak taki, który nie każdemu przypadnie do gustu. Narracja jest pierwszoosobowa, ale z punktu widzenia kilku bohaterów, czyli krótko mówiąc nie ma jednej głównej postaci, ale jest ich wiele. Eve - matka porwanej Mii, Gabe - detektyw, który zajmuje się rozwiązaniem sprawy porwania oraz sam porywacz. Czytelnik zostaje wrzucony w środek wiru niespodziewanych wydarzeń. Z jednej strony od razu są opisane wydarzenia mające miejsce po porwaniu Mii Dennett, a z drugiej strony zdarzenia dziejące się przed jej porwaniem. Nigdy nie spotkałam się z takim zabiegiem, ale muszę przyznać, że jak najbardziej przypadł mi on do gustu, ponieważ jest świeży i nowy, i w zasadzie już na starcie zwiastuje dobrą lekturę.

"Grzeczna dziewczynka" choć okazała się dla mnie zaskakująco dobrą książką, nie jest pozbawiona wad, tym bardziej, że jest to w końcu debiut literacki. Mary Kubica popełniła poważny błąd, przez co wielu czytelników może po prostu rozczarować się tą powieścią. Akcja toczy się miarowo, czasami zbyt powolnie i bez żadnego dynamizmu. Jeśli chodzi o mnie - nie irytowało mnie to aż tak bardzo, ponieważ byłam zbyt zaabsorbowana świetną koncepcją fabularną i samymi bohaterami, którzy byli na tyle realni wykreowani, że odwracali moją uwagę od wszelkich niedociągnięć. To jednak moja subiektywna opinia, to, co dla mnie jest plusem, nie dla każdego musi nim być.

"Grzeczna dziewczynka" to książka, której nie da się tak łatwo sklasyfikować do jednego gatunku. To interesująca mieszanka kryminału i prób wniknięcia w głąb ludzkiego umysłu. Myślę, że czytelnicy zainteresowani tematem ludzkiej psychiki, czy syndromu sztokholmskiego znajdą tutaj coś dla siebie, a także osoby, które poszukują nowych wrażeń. Polecam!

środa, 19 listopada 2014

Wygraj "Zabraną o zmierzchu" C.C Hunter

Jako, że dzisiaj jest premiera 3 części cyklu Wodospady Cienia, "Zabranej o zmierzchu", przygotowałam dla Was konkurs. Zapraszam do udziału! :)

1. Organizatorką konkursu jestem ja, Rosemarie autorka bloga "my heaven of books".
2. Konkurs rozpoczyna się od 19 listopada 2014 i będzie trwał do 12 grudnia 2014. Zgłoszenia nadesłane po wyznaczonym terminie, nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone w ciągu 7 dni od jego zakończenia.
4. Udział w konkursie mogą wziąć wyłącznie osoby zamieszkałe na terenie Polski, nie wysyłam książek za granicę.
5. Nagrodą w konkursie jest książka C.C Hunter "Zabrana o zmierzchu", którą otrzymałam od Wydawnictwa Feeria specjalnie dla Was. Moją recenzję możecie przeczytać tutaj.
6. Zwycięzca będzie miał 3 dni na wysłanie mi swojego adresu na mojego maila (xrosemarie@wp.pl), abym mogła wysłać nagrodę. W przypadku, gdy nie otrzymam żadnej odpowiedzi wybiorę innego zwycięzcę.
7. Książka zostanie wysłane do zwycięzcy w ciągu 7 dni od momentu otrzymania adresu do wysyłki.
8. Aby wziąć udział w rozdaniu:
a) w rozdaniu mogą wziąć udział osoby posiadające lub tez nieposiadające bloga.
b) należy w komentarzu wyrazić chęć wzięcia udziału w konkursie poprzez standardowe "zgłaszam się" oraz odpowiedzieć na zadanie konkursowe
c) w komentarzu należy podać swojego maila 
d) trzeba zostać publicznym obserwatorem mojego bloga (w bloggerze) i podać w komentarzu nazwę, pod jakim nickiem się go obserwuje
e) na swoim blogu należy zamieścić widoczny niżej baner konkursowy, powinien on linkować do tego postu (w komentarzu należy dokładnie określić, gdzie go znajdę) w przypadku zgłoszeń osób nieposiadających bloga, należy udostępnić baner konkursowy na facebooku
f) należy polubić fanpage bloga, który znajduje się pod TYM linkiem

Banner:

A oto Wasze zadanie konkursowe:

Długo zastanawiałam się, jakie zadanie powinnam wymyślić, aby nie było za łatwe, ale też nie za trudne i w końcu padło na...
Jaka jest Wasza ulubiona książka/seria książek i dlaczego?
Zdanie może być jedno, a może ich być nawet dziesięć, nie ma żadnego limitu słów.

Powodzenia!

poniedziałek, 17 listopada 2014

Przedpremierowo: Abigail Gibbs - Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża

Autor: Abigail Gibbs Tytuł: Mroczna Bohaterka, tom 2. Jesienna Róża Wydawnictwo: MUZA S.A Liczba stron: 462 Premiera: 19 listopada

Ponad rok temu miałam okazję zapoznać się z książką "Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem", otwierającą nowy cykl powieści i choć generalnie moje wrażenia po jej lekturze były pozytywne, to odczułam pewien niedosyt. Akcja chwilami dłużyła się niemiłosiernie, a pewne koncepcje wymyślone przez pisarkę nie zostały wyjaśnione dla mnie - jako czytelnika - w sposób satysfakcjonujący. Abigail Gibbs jest jednak wciąż młodą pisarką, która ma przed sobą ogromną drogę i dobre możliwości do rozwijania swoich umiejętności. Przystępując do czytania drugiego tomu z podtytułem "Jesienna Róża" oczekiwałam wiele, może i nawet więcej, niż po pierwszej części. Miałam nadzieję, że będzie bardziej dopracowana i spójniejsza. Jesteście ciekawi moich wrażeń?

Trzeba przyznać, że Abigail Gibbs naprawdę udało się wzbudzić niemałe zainteresowanie. Jest to 19-letnia studentka literatury na Oxfordzie, która swoją książkę zaczęła publikować w Internecie i jej powieść zyskała wiele fanów. Było o niej na tyle głośno, że zainteresowało się nią wydawnictwo i wydało pierwszą część serii o Mrocznych Bohaterkach. To niezwykle budująca historia, prawda? Który z początkujących autorów nie chciałby, aby jego dzieło zostało wydane?

Główną bohaterką tego tomu jest piętnastoletnia Jesienna Róża, której bardzo daleko jest od bycia zwyczajną nastolatką. Jest dziedziczką tytułu książęcego, a także Mędrcem, który władada magią i maja za zadanie ochraniać ludzi. Dziewczyna pełni rolę strażniczki w swojej szkole przed czarną magią, która jest reprezentowana przez niebezpiecznych Extermino. Pewnego dnia w jej mieście pojawia się książę Fallon, wraz z którym Róża podejmie walkę przeciwko złym mocom... Czy im się uda z nimi wygrać? I co ją łączy z pierwszą Mroczną Bohaterką, Violet?

Gdy usłyszałam pierwszy raz o tym cyklu, byłam pewna, że będzie on tylko i wyłącznie o wampirach. Nie mogłam się bardziej mylić. Abigail Gibbs zadbała, aby jej książki miały mocne podstawy i było w nich pełno nowych pomysłów. I bardzo dobrze, że nie postanowiła pisać tylko o wampirach, bo to byłoby po prostu nudne, dzięki czemu w drugiej części jest mowa o Mędrcach - strażnikach z magicznymi mocami chroniących ludzką społeczność. Koncepcja jest jak najbardziej interesująca i "świeża", tylko to wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Mamy dziewięć równoległych wymiarów, dziewięć rodzajów mrocznych istot i dziewięć Bohaterek, które mają ocalić świat. Dobra, to jest jasne i klarowne, no właśnie, poza tym, że takie nie jest... Rozumiem chęć wywołania u czytelnika zaciekawienia, ale sądzę, że wypadałoby cokolwiek wyjaśnić, a w "Mrocznej Bohaterce" na próżno tego szukać. Nie lubię nieustannego zastanawiania się w czasie lektury, skazywanie osoby na domysły. Przypuszczam, że Abigail Gibbs w kolejnych tomach przybliży wątek chociażby tych dziewięciu wymiarów... Tylko ile będzie trzeba na to czekać?

Największym mankamentem tej książki są nieścisłości w fabule, o których wspomniałam wyżej, a także to, że Abigail Gibbs ma skłonności popadania w refleksyjność, która w tego rodzaju powieściach jest zwyczajnie zbędna. To lekka literatura, mająca uprzyjemnić dzień, więc czytelnik nie bardzo ma ochotę na czytanie przydługich opisów, czy o zachwytów nad urodą głównej bohaterki. A takie zachwyty się pojawiają, ponieważ autorka w swojej książce zamieściła także rozdziału z punktu widzenia Fallona, które ograniczają się do poematów nad pięknością Róży i jej niewiedzą o tym. Przecież mówimy tutaj o piętnastoletniej dziewczynie, a nie o świadomej swoich wdzięków dojrzałej kobiecie.

Pomimo tych wad, "Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża" podobała mi się i w niezobowiązujący sposób cieszyłam się, że czytam coś tak  mało wymagającego. Uważam, że patrząc na wiek pisarki, to Abigail Gibbs świetnie wywiązała się ze swojego zadania. Stworzyła cykl niejako porównywany do "Zmierzchu", ale w moim odczuciu ani trochę do niego niepodobnym. U pani Meyer nie było zaczątków większych pomysłów, natomiast u Gibbs takie są. Koncepcje świadczące o tym, że pisarka chce stworzyć pełnoprawny fantastyczny świat i zapewne w kolejnych tomach kwestia wymiarów będzie dalej poruszana. I już nie mogę się tego doczekać!

"Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża" uprzyjemniła mi ten jesienny czas. To idealna seria do sięgnięcia właśnie w obecną, deszczową porę. Potrafi wciągnąć czytelnika w swój świat i nie wypuścić go aż do ostatnich rozdziałów. Uważam, że jest to dobra kontynuacja, ale nie lepsza od pierwszej części. I nawet choć wyrosłam z tego rodzaju literatury, to miałam niezłą frajdę z czytania czegoś lekkiego i absorbującego. Polecam!
"Chcę wrócić do odrętwienia, myślałam. Chcę pogrzebać przygnębienie gdzieś głęboko w sobie. Lepiej je pogrzebać, niż przeżywać coś takiego."
Moja ocena: 6/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

sobota, 15 listopada 2014

James Frey - Endgame. Wezwanie

Autor: James Frey, Nils Johnson-Shelton Tytuł: Endgame (tom 1) Wydawnictwo: SQN Liczba stron: 500

Są takie książki, o których jest głośno jeszcze na długo przed ich premierą, tym samym rozbudzają w nas jeszcze większą ciekawość i fascynację. "Endgame. Wezwanie" to właśnie taka powieść. Premierę miała tego samego dnia w kilkunastu krajach, w tym w Polsce. Chyba nikogo nie zaskoczy fakt, że wyczekiwałam tej książki z niecierpliwością. Czy zaiskrzyło? Jak najbardziej tak!

Endgame w końcu nadeszło. Dzień, którego wyczekiwali wszyscy Gracze. Następuje on, gdy w Ziemię uderza seria meteorytów i tylko garstka ludzi, wie, co to oznacza. Tymi osobami są właśnie Gracze pochodzący z 12 różnych ludów, specjalnie wyszkolonych już od momentu swoich narodzin. Nauczonych, aby w każdej chwili byli gotowi stanąć do walki na śmierć i życie. Przygotowanych na zabijanie, aby przetrwać. Bowiem tylko jeden z nich może wygrać Endgame. Przygotujcie się na prawdziwe multimedialne doświadczenie, które z każdą przeczytaną stroną będzie zaskakiwać Was coraz bardziej!

"Endgame" naprawdę nie przypomina nic, co bym wcześniej czytała. Na upartego można doszukiwać się tutaj podobieństw do "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins, ale po co sobie psuć frajdę z czytania? Co w tej książce jest takiego oryginalnego i po prostu urzekającego? Chyba całokształt po prostu, a także sam fakt, że nie da się przeoczyć tego, ile autorzy tego dzieła włożyli pracy w swoją powieść. Naprawdę, uwierzcie mi, tutaj wszystko jest takie klarowne, dopracowane w każdym nawet najmniejszym szczególe, że nie sposób się tym nie zachwycać.

Na początku dosyć ciężko było mi się "wbić" w ten nawał informacji, który spotkał mnie już na starcie. Dużo bohaterów, dużo miejsc i ogromna ilość szczegółów, przez co "Endgame" wymaga skupienia ze strony czytelnika. Najlepiej sięgnąć po tę książkę w domowym zaciszu, z kubkiem herbaty i w spokoju delektować się tą wyjątkową lekturą, bo w istocie taka jest. Muszę przyznać, że obawiałam się o strukturę tej powieści, w której każdy z dwunastu Graczy ma swoją rolę do odegrania, skrupulatnie opisaną przez autorów. Nie da się ukryć, że przy takiej ilości osobowości ciężko jest zadbać o to, aby każda z nich czymś się wyróżniała i była na swój sposób unikalna. I to, co naprawdę najbardziej mi się w tej lekturze spodobało to właśnie bohaterowie, będący niesamowicie interesujący i świetnie zarysowani. Mają swoje cechy, które czynią ich dokładnie, tym, kim są i nawet to, że wszyscy byli w zasadzie wyszkoleni na jedną modłę: aby wygrać Engame, to wciąż pozostają całkowicie innymi charakterami. Pisarze poświęcili najwięcej czasu na wątek Sary i Jago i to są właśnie Gracze, których polubiłam zdecydowanie najbardziej. Już od pierwszych stron zapałałam do nich sympatią, a wraz z postępem w czytaniu kolejnych rozdziałów pokochałam także nietypową relację, która ich połączyła.

"Endgame. Wezwanie" to tak naprawdę nie książka, tylko projekt będący czymś, czego jeszcze naprawdę nie było i mogę to napisać z czystym sumieniem. To multimedialne doświadczenie zawierające w sobie zagadkę, za rozwiązanie której czeka oczywiście nagroda. Występują tutaj zdjęcia, które na pierwszy rzut oka wydają się niewiele mieć wspólnego z samą powieścią, ale jestem pewna, że to tylko pozory. Znajdują się tutaj także odnośniki, które można rozszyfrować wchodząc na stronę internetową "Endgame". Ja raczej skupiłam się na delektowaniu się świetną lekturą, niż na aspekcie zagadki, ale jestem pewna, że znajdą się tacy, którzy będą chcieli ją rozwikłać.

"Endgame. Wezwanie" to pierwszy tom będący początkiem nowej trylogii przedstawiającej innowacyjny pomysł w bardzo dobrym wykonaniu. Nie oczekiwałam, że aż tak mi się spodoba, bo będąc w trakcie lektury trochę sobie narzekałam na nadmiar informacji, ale ostatecznie tę książkę po prostu pokochałam, a najbardziej ostatnie dwieście stron, które wbijają czytelnika w fotel. To idealna lektura dla osób poszukujących mocnych wrażeń i lubiących niespodziewane zwroty akcji. Jeśli szukacie czegoś NAPRAWDĘ nowego i macie dość powtarzania: "przecież to już było...", to nie zwlekajcie i zanurzcie się w tej historii!

"Żyjcie, umierajcie, kradnijcie, zabijajcie, kochajcie, zdradzajcie, mścijcie się. Cokolwiek chcecie. Endgame to zagadka życia, powód śmierci. Grajcie. Co ma być, to będzie."
Moja ocena: 8/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

wtorek, 11 listopada 2014

Przedpremierowo: C.C Hunter - Zabrana o zmierchu

Autor: C.C Hunter Tytuł: Zabrana o zmierzchu (Wodospady Cienia tom 3) Wydawnictwo: Feeria Liczba stron: 400 Premiera: 19 listopada

"Urodzona o północy", to pierwszy tom otwierający Wodospady Cienia - nową serię skierowaną głównie ku młodzieży, ale jestem pewna, że i starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Ukazała się już jej kontynuacja, "Przebudzona o świcie", a teraz nadszedł czas na trzecią część - "Zabraną o zmierzchu". Nie tylko najlepszą pod względem graficznym - w końcu co jak co, ale pięknej, klimatycznej i dopracowanej okładki nie można jej odmówić, ale także i najlepszą pod względem zawartości. Gdy zaczęłam czytać "Zabraną o zmierzchu", nie potrafiłam jej odłożyć praktycznie aż do samego końca, ta książka całkowicie i totalnie mną zawładnęła. Kto by się przejmował obowiązkami w obliczu tak wciągającej i tak fascynującej lektury?

Pewnego zwyczajnego - wydawałoby się - dnia życie Kylie Galen zmienia się na zawsze. Tego dnia rodzice wysyłają ją do obozu przeznaczonego dla "problematycznej" młodzieży, a przynajmniej taka jest wersja oficjalna. Prawda jest jednak taka, że jest to miejsce dla istot nadnaturalnych wszelkiej maści: wilkołaków, wampirów, elfów i czarownic. Nastolatka odkrywa, że także tam należy, ale nie ma pojęcia, czym jest. I nikt nie potrafi jej na to pytanie odpowiedzieć, dla wszystkich jest ona zagadką.

W "Zabranej o zmierzchu" wszystko zmierza do znalezienia upragnionych odpowiedzi, ale nie tylko. Wydawałoby się że Kylie już podjęła decyzję i jej związek z Lucasem kwitnie i nabiera rumieńców. Do czasu, gdy do obozu ponownie wraca Derek. Czy stare uczucia odżyją?

Przygotujcie się na mroczniejszy i jeszcze bardziej emocjonujący tom, niż poprzednie!

Wydawałoby się, że C.C Hunter w tym tomie przystopowała nieco z wątkiem romantycznym, co jest - moim zdaniem - jak najbardziej na plus. I podczas gdy druga część skupiała się głównie właśnie na romansie, to osią fabuły w trzeciej jest już sama Kylie i jej nieustanne pytania, kim jest i poszukiwanie na nie odpowiedzi. Owszem, w "Zabranej o zmierzchu" jest romans, w końcu to chyba największa zaleta tej serii, ale powiedziałabym, że jest bardziej... stonowany. Główna bohaterka poniekąd już skupiła się na jednym chłopaku i nie ma już tutaj tego, co było wcześniej, czyli takiego "miotania" się pomiędzy dwoma obłędnie przystojnymi istotami nadnaturalnymi. Wiem, że wiele osób nie znosi trójkątów w tego rodzaju powieściach, ale prawda jest taka, że wszyscy skrycie je kochamy. Lubimy to uczucie niepewności, które wtedy nami kieruje. To sprawia, że czytelnik nieustannie się zastanawia, jaką decyzję podejmie bohaterka. A sposób, w jaki akcja się rozwija każe mi już powoli przypuszczać kogo Kylie wybierze.

W poprzednim tomie, "Przebudzonej o świcie" nieco narzekałam na brak swojej ulubionej postaci, mianowicie gorącego (dosłownie!) wilkołaka Lucasa. I chyba nie ja jedna odczułam jego brak. W każdym razie, nie martwcie się moi drodzy, w "Zabranej o zmierzchu" Lucasa nikomu nie zabraknie i będzie on miał wiele interesujących momentów do wykazania się. Poza tym dialogi z jego udziałem zawsze wydają się ciekawsze. Jeśli chodzi o Dereka, to jego zwolennicy mogą narzekać - półelf niewiele występuje w tej części.

Wyżej napisałam, że trzeci tom spodobał mi się najbardziej ze względu na swoją zawartość. Więcej Lucasa, mniejsza i znośniejsza ilość romansu, a przede wszystkim WIĘCEJ akcji. Gdybym miała jednym słowem opisać "Zabraną o zmierzchu", to byłoby to słowo dynamizm. Tego tutaj naprawdę nie brakuje, C.C Hunter w ten tom wplotła jeszcze więcej tajemnic i niewiadomych, a znowu - chyba typowo już dla niej - odpowiedziała na mniej pytań. Co nie zmienia faktu, że jest to diabelnie wciągająca i fascynująca lektura, która w porównaniu z poprzednimi częściami wyjawia i tak więcej informacji. Zresztą, nie oszukujmy się, za to większość osób pokochała Wodospady Cienia - za tą nutkę tajemniczości i niewiedzy to tego, czym jest sama główna bohaterka, Kylie Galen. I chyba nikt się nie spodziewał, że tak długo będziemy czekać na upragnione odpowiedzi.

C.C Hunter umiejętnie wplotła humor do swojej serii, co wbrew pozorom nie udaje się tak wielu pisarzom. Za wielu z nich skupia się na wątku fantastycznym i bohaterach, nie dając czytelnikowi momentu na chwilę wytchnienia, w postaci chociażby sarkastycznych dialogów i zachowań. Autorce Wodospadów Cienia udało się to, w efekcie co kilka stron na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech. Większość wstawek humorystycznych miała miejsce za sprawą Delli i Mirandy, ale także kilku innych bohaterów miało swoje momenty.

To nie recenzja, to laurka i zdaje sobie z tego sprawę. A Wy musicie wiedzieć, że laurki rezerwuję tylko dla tych książek, które potrafią oderwać mnie od rzeczywistości, bo wydarzenia rozgrywające się w powieści są znacznie ciekawsze niż nudna i szara monotonia. Tego rodzaju lektury się pochłania, a nie czyta i właśnie takie są Wodospady Cienia autorstwa C.C Hunter. Zawierają wszystko, czego poszukuję w tego rodzaju książkach: romans, humor i dynamiczną akcję. Trzeci tom znacznie podwyższył swoją poprzeczkę i już nie mogę się doczekać, jaką mieszankę emocji przygotowała pisarka w czwartej części. Polecam!

"Nie ma gwarancji. Ani w kwestii miłości, ani życia. Ale nie możemy iść przez życie, nigdy nie ryzykując."
Moja ocena: 8/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Monika Siuda - Dwudziesta szósta ofiara

 
Autor: Monika Siuda Tytuł: Dwudziesta szósta ofiara Wydawnictwo: Poligraf  Liczba stron: 362

Zawsze mam tak, że do twórczości polskich pisarzy podchodzę z ostrożnością, tak wiele razy się na niej sparzyłam. Mimo to chętnie sięgam po książki naszych rodzimych autorów, mając nadzieję, że trafię na jakąś powieść, która mnie po prostu zachwyci. I tak miałam w przypadku "Dwudziestej szóstej ofiary" autorstwa Moniki Siudy.

Początek "Dwudziestej szóstej ofiary" zaczyna się dosyć niepozornie. Małżeństwo wyczekuje na swój upragniony urlop, dzięki któremu będą mogli w końcu odpocząć od miejskiego zgiełku. Ich przygotowania do wakacji są poprzeplatane innymi, bardziej strasznymi i mrożącymi krew w żyłach wydarzeniami. Ktoś w okrutny sposób torturuje, a następnie morduje mężczyzn. Jak losy - wydawałoby się - zwyczajnego małżeństwa są połączone z tymi morderstwami? I w końcu, kto okaże się tytułową dwudziestą szóstą ofiarą?

Narracja w "Dwudziestej..." toczy się dwutorowo. Z jednej strony obserwujemy losy małżeństwa Irmy i Grzegorza, a z drugiej niegdyś policjanta, a obecnie prywatnego detektywa Tomasza Polaka. Nie da się ukryć, że dla czytelnika nijak te wydarzenia się ze sobą splatają. Nie ma się jednak czego bać, wraz z postępem lektury wszystko zaczyna się rozjaśniać i łączyć w interesujący sposób. Bardzo spodobał mi się ten celowy zabieg, w którym Monika Siuda połączyła różne zdarzenia w jedną, spójną i nienaruszalną całość. Nawet wtedy, gdy większość zaczynało układać mi się w głowie rozwiązanie, wciąż tak naprawdę nie mogłam być niczego pewna. Nie mogę tutaj napisać zbyt wiele, aby nie zdradzić Wam niczego istotnego, napiszę więc tylko tyle: pozory mylą.

To, co najbardziej mnie oczarowało, a jednocześnie przeraziło to psychodeliczny klimat tego dzieła. On jest po prostu mroczny, otoczony aurą tajemniczości, sprawiający, że czytelnik tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, czego się spodziewać. Intryga misternie uknuta przez polską pisarkę nie przypomina nic, co bym wcześniej czytała. Zdarzenia, które na początku wydawały mi się w ogóle ze sobą niepowiązane, w dalszej części lektury zaczęły nabierać sensu i nie mogłam sama sobie się nadziwić, że nie na to nie wpadłam. Monika Siuda ma wyobraźnię, tego z pewnością nie można jej odmówić, ale ma także odpowiednie umiejętności do stworzenia dobrego kryminału. Fabuła w "Dwudziestej szóstej ofierze" jest wielowątkowa i interesująca, nie ukrywam jednak, że na początku ciężko było mi się "wbić" w tę książkę i obawiałam się, czy jej nietypowy klimat przypadnie mi do gustu. Moje obawy okazały się bezpodstawne - bardzo szybko doceniłam umiejętność kreowania napięcia autorki, co sprawiało, że jej powieść pochłania się z wypiekami na twarzy.

Moja recenzja jest więcej niż pozytywna, więc można by przypuszczać, że ocena będzie znacznie wyższa, jednak taka nie jest. To, co mi się nie spodobało to trudny początek, który okazał się dla mnie po prostu ciężki do przebrnięcia. Mam tutaj namyśli fakt, że nie był on zbyt interesujący; w końcu przygotowania do wakacji nie są czymś wyjątkowym. Wiem jednak, że są czytelnicy mało wytrwali, którzy po nudnej lekturze parunastu stron bardzo szybko by się poddali. Cieszę się, że ja tego nie zrobiłam.

"Dwudziesta szósta ofiara" ogromnie mi się spodobała i gdy tylko przebrnęłam przez żmudny początek, udzielił mi się jej specyficzny klimat. Monika Siuda stworzyła kryminał, który wciąga do swojego świata i zachęca czytelnika do rozwikłania zagadki. Chętnie zapoznam się z innymi dziełami tej pisarki. Polecam!
Moja ocena: 7/10