my heaven of books

sobota, 30 sierpnia 2014

Karolina Frankowska - Zaczaruj mnie

Autor: Karolina Frankowska Tytuł: Zaczaruj mnie Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 324

Seria z fasonem ukazująca się nakładem Wydawnictwa Literackiego absolutnie podbiła moje serce. O czym trzeba wspomnieć - są to wyłącznie debiuty literackie polskich pisarek. "Jajko z niespodzianką" to ciepła i zabawna historia, która porusza niezwykle życiowe tematy. "Zabłądziłam" to powieść o zagubionej nastolatce, która stara się poradzić ze swoimi własnymi demonami. "Zaczaruj mnie" natomiast jest o... przyjaźni młodych ludzi, a także o ich zmaganiach i próbach znalezienia swojego miejsca w Warszawie. Jesteście ciekawi, czy jak poprzednie tomy, również i ten zaskarbił sobie moją sympatię?

Zosia, Kaśka i Bartek wynajmują razem mieszkanie w Warszawie. Każde z nich zmaga się ze swoimi własnymi problemami, jednak jedno pozostaje niezmienne - zawsze mogą na siebie liczyć. Pewnego dnia, przez jeden - wydawałoby się - nic nieznaczący incydent ich życie ulega zmianom. Jedno jest pewne: z takimi przyjaciółmi nigdy nie jest nudno!

Karolina Frankowska to scenarzystka i pomysłodawczyni pierwszych serii "Prawa Agaty", hitowego serialu stacji TVN, oraz autorka pomysłu i scenariusza do popularnego serialu TVP "Nowa". Pracowała także przy takich produkcjach serialowych i fabularnych, jak: "Komisarz Alex" czy "Kryminalni".

"Zaczaruj mnie" to nieco inna powieść od swoich poprzedniczek w Serii z fasonem. Powiedziałabym, iż jest to książka utrzymana w bardziej komediowym klimacie, co mi jak najbardziej odpowiadało. Możliwość obserwowania zmagań trójki przyjaciół, starających się znaleźć swoje własne miejsce w dużym świecie było naprawdę interesującym doświadczeniem. Kreacja tych bohaterów przedstawiona przez Karolinę Frankowską jest po prostu realistyczna. Główna postać tej powieści - Zosia, od roku jest magistrem psychologii i za wszelką cenę próbuje znaleźć pracę w zawodzie. Sami zapewne się domyślacie, jak jej idzie. Biorąc pod uwagę jej rozbrajające pomysły, jest to bohaterka, która wzbudza sympatię, ale która jednak - moim zdaniem - nie jest materiałem na psychologa. To zbyt wybuchowa kobieta, która żadnemu ze swoich przyjaciół nie potrafi dać dobrej rady. Mimo tej drobnej wady, nasza rodzima pisarka świetnie ukazała perypetie tej zakręconej trójki przyjaciół, przez co na pewno podczas lektury "Zaczaruj mnie" nikt nie będzie się nudził!

"Zaczaruj mnie" to ciekawe spojrzenie na życie dzisiejszych młodych ludzi. Ich próby zaczepienia się w wielkim mieście, znalezienia pracy czy uporządkowania swojego prywatnego życia. Najlepsze jest to, iż Karolina Frankowska nie skupiła się jedynie na przedstawieniu przyjaźni Zośki, Kaśki i Bartka, ale także i dopracowała inne elementy fabuły, ukazała m.in relacje rodzeństwa czy wzbogaciła swój debiut o wątki miłosne. I choć jest to powieść przewidywalna, której szczęśliwe zakończenie nie jest żadną tajemnicą - to wciąż świetnie się przy niej bawiłam.To pełna ciepła książka, która idealnie nadaje się na długie wieczory. Polecam!
Moja ocena: 7/10

czwartek, 28 sierpnia 2014

Jennifer Echols - Uratuj mnie

Tytuł: Uratuj mnie Autor: Jennifer Echols Wydawnictwo: Jaguar Liczba stron: 359

Gdy sięgałam po powieść Jennifer Echols byłam nastawiona pozytywnie. Słyszałam w zasadzie same dobre opinie o tej pisarce, wiele osób zastrzegało jednak, iż są to książki lekkie i mało wymagające. I w chwili, gdy zaczęłam czytać "Uratuj mnie" właśnie tego oczekiwałam. Lektury, która choć z pewnością będzie mało ambitna, umili mi czas. Jednak pani Echols przekroczyła granicę tworzenia ciepłej i wciągającej książki młodzieżowej. Autorka stworzyła po prostu dzieło, którego nie da się czytać i które jest po prostu nijakiej jakości.

Życie Zoey wydawało się do pewne chwili idealne. Miała dobre stopnie w szkole, miejsce w drużynie pływackiej, kochającą rodzinę i świetnych przyjaciół. Wszystko jednak lega w gruzach, gdy jej ojciec zaczyna spotykać się z dwudziestoczterolatką. Jej matka nie znosi dobrze rozstania, co kończy się jej próbą samobójczą. Zrozpaczona nastolatka zostaje zmuszona do zamieszkania ze swoim tatą i jego nową dziewczyną. Do tego nieustannie nęka ją szkolny outsider, Doug Fox. Jak dalej potoczy się historia tej dziewczyny?

Właśnie takich książek chciałabym unikać, ale nie sposób domyślić się, które "młodzieżówki" będą lepsze, a które gorsze. Uważam, że nawet z definicji te najbardziej lekkie i przyjemne lektury powinny coś sobą reprezentować, wywoływać jakiekolwiek emocje. Tak, mogą, a wiem, że wiele osób to dziwi. Ja sama swego czasu czytałam bardzo dużo powieści młodzieżowych, które naprawdę potrafiły mnie zaabsorbować na kilka dobrych godzin i przypomnieć mi, jak bardzo kocham czytanie. "Uratuj mnie" zrobiło ze mną coś całkowicie odwrotnego.

Zawsze powtarzam, że we wszystkim trzeba zachować umiar. Jennifer Echols tego nie zrobiła. Ta książka po prostu mnie uraziła, jako nastolatkę. Pisarka przedstawiła nastoletnich bohaterów tej powieści w najgorszy możliwy sposób. Stereotypowo. Mamy tutaj od koloru do wyboru głupich i płytkich osobowości. Nie będę Wam tutaj przytaczała określonych zachowań, bo może jesteście masochistami i zechcielibyście przeczytać tę powieść. Żeby było ciekawiej, nie tylko młode postacie są niedopracowane i zwyczajnie śmieszą swoim zachowaniem. Dorośli także wołają o pomstę do nieba. Widząc, jak ojciec Zoey traktuje ją ciężko było mi uwierzyć w tę nielogiczność. Wcześniej, przed rozstaniem kochany i troskliwy ojciec, a po najgorszy możliwy scenariusz. Nie wiem, może tak właśnie wygląda rzeczywistość. Może każdy ojciec po wypadku samochodowym córki zachowuje się prawie tak, jakby chciał, żeby jego dziecko umarło (serio, tak właśnie było).

Choć się starałam, przy "Uratuj mnie" nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani krztyny podekscytowania. Ta książka jest tak płytka i bezwartościowa, że naprawdę nie mogłam przymknąć oko na wady, bo ona cała jest jedną wielką wadą. Ja naprawdę wiele rozumiem i sama chętnie sięgam po powieści będące czasoumilaczami, nie są one wymagające i nie trzeba przy nich zbytnio wysilać swoich szarych komórek. Jednak litości... bez przesady! To, co stworzyła Jennifer Echols nie budzi w czytelniku żadnych, powtarzam żadnych emocji poza irytacją i osłupieniem! Chwilami wręcz nie mogłam uwierzyć w absurdalne zachowania głównej bohaterki, która jest najzwyczajniej w świecie głupia. Od momentu, gdy poznałam tę postać wiedziałam, jakie będzie miała ona za zadanie: sprawić, aby czytelnik mimo swoich usilnych prób nie mógł jej polubić. Przykro mi, ale nie mam szacunku do dziewczyny, która decyduje się stracić swoje dziewictwo w samochodzie z facetem, który nawet się nią nie interesuje. To wszystko prezentuje według mnie mylny obraz dzisiejszej młodzieży. Fakt, nikt nie jest idealny i wiele słyszy się o zachowaniach młodzieży, ale generalizować i wrzucać wszystkich do jednego worka? Karykaturalne wyobrażenie pisarki o nastolatkach jest po prostu straszne... Jeśli ona nas tak sobie wyobraża, to może lepiej niech weźmie się za pisanie o dorosłych?

"Uratuj mnie" odradzam tykać kijem nawet z daleka. To "dzieło" zdecydowanie nie jest warte marnotrawstwa Waszego czasu. O podobnej tematyce znam wiele innych, a przede wszystkim lepszych książek. Takich, które nie będą u czytelnika powodować mdłości.
Moja ocena: 2/10

wtorek, 26 sierpnia 2014

Aneta Borewicz - Księżycowe cienie

 Autor: Aneta Borewicz Tytuł: Księżycowe cienie Wydawnictwo: Novae res Liczba stron: 570

Nie czytam powieści obyczajowych. Zawsze kojarzą mi się one z życiowymi tematami i powolną akcją. I o ile te pierwsze lubię, to tego drugiego już nie bardzo. Ostatnio jednak uparcie postanowiłam, że będę poszerzała swoje horyzonty czytelnicze i sięgała po gatunki, które dotychczas omijałam szerokim łukiem. I tak oto trafiłam na powieść polskiej pisarki Anety Borewicz pt. "Księżycowe cienie".

Ciężko byłoby w kilku zdaniach streścić fabułę "Księżycowych cieni". To historia kobiety, która zaczyna układać sobie życie na nowo po nieudanym i toksycznym związku. To skłania ją do przemyśleń związanych z całą jej egzystencją. Maria wspomina dawne czasy, swoich przyjaciół, a nawet swojego byłego męża.

"Księżycowe cienie" to bez wątpienia bardzo przemyślana i dopracowana powieść. Została napisana piękną i bardzo bogatą polszczyzną. Chwilami warsztat pisarski Anety Borewicz był wręcz poetycki i kwiecisty. Czytelnik od samego początku może zorientować się, z jaką książką będzie miał do czynienia. Z taką, która zachęca, aby na chwilę się zatrzymać i poświęcić trochę czasu refleksjom, a wiadomo, że w obecnych czasach jest o to ciężko. Za dużo poświęcamy czasu pracy, a za mało na te naprawdę najważniejsze kwestie. Czasami jednak - moim zdaniem - styl pisania autorki był zwyczajnie zbyt przesadzony. Najbardziej rzucało mi się to w oczy, gdy chodziło o dialogi między bohaterami, wtedy nie wydawały mi się one ani trochę realne, za to bardzo wymuszone. Oczywiście nie zawsze takie były, jednak, gdy już miało to miejsce, nie potrafiłam wyobrazić sobie dwóch ludzi w rzeczywistości, którzy rozmawialiby ze sobą w tak iście poetyckim stylu.

Początek lektury był cóż... dosyć ciężki. Trudno było mi się "wbić" w rytm tej powieści, jako, że wcześniej nie czytałam obyczajówek. Uspokajałam jednak siebie, w końcu ta książka liczy prawie sześćset stron, więc siłą rzeczy trochę czasu zabierze pisarce rozwijanie akcji i fabuły. W pewnym sensie, gdy już przywykłam do warsztatu pisarskiego Anety Borewicz, lektura "Księżycowych cieni" stała się całkiem przyjemna. Niestety, ale zabrakło mi jakiegoś głównego motoru napędowego akcji, a przez to fabuła dużo na tym straciła. W moim odczuciu same refleksje bohaterki to trochę za mało na tak długą powieść.

Ta powieść nie ma szybkiej i zawrotnie pędzącej akcji, ma jednak dogłębnie dopracowaną i niezwykle realną fabułę, która skłania do przemyśleń. To historia kobiety, która wraca do swoich wspomnień i analizuje je. Nie sposób nie docenić piękności warsztatu pisarskiego naszej rodzimej pisarki Anety Borewicz, a gdyby akcja chwilami nie byłaby tak strasznie nużąca, to ta książka byłaby naprawdę niezła. Niestety, ale bywały takie momenty, gdy ciężko było mi się zmusić do czytania. Polecam tę powieść osobom, które gustują w literaturze obyczajowej, zawierającej wiele odniesień do przeszłości oraz takim, które cenią sobie refleksyjne historie.
Moja ocena: 5/10

piątek, 22 sierpnia 2014

Stos #7/2014

Hej!
Nie mogę uwierzyć, że już zbliżamy się do końca wakacji. Chciałabym napisać, że moje baterie zostały naładowane i jestem gotowa na klasę maturalną, ale jednak chyba nie jestem. Obawiam się wielu rzeczy, a przede wszystkim nawału nauki, no i oczywiście matury, a później nerwowego wyczekiwania na jej wyniki. Następnie coraz więcej nerwów i stresu, a także pytań, czy dostanę się na UAM w Poznaniu, jeśli tak, czeka mnie przeprowadzka. Podsumowując: kolejny rok będzie bardzo intensywny, nie będę Was jednak już dłużej zanudzać i pokażę ten stos. :)

(Klikając na tytuł przejdziecie do recenzji, jeśli takowa się ukazała).

Od lewej strony na górze widać "Ekstazę Gabriela", powieść na którą polowałam od długiego czasu - mam ją z wymiany. Następnie finałowy tom Przeglądu Końca Świata, czyli "Blackout", który otrzymałam do recenzji od wydawnictwa SQN. Nie mogę uwierzyć, że to koniec tej wspaniałej trylogii. "Księżycowe cienie" - od wyd. Novae res, jestem w trakcie czytania i na razie jest... ciężko. "Alicja i lustro zombi", "Spirala zbrodni" oraz "Dziewczyna #9" to książki, które otrzymałam od wyd. Mira Harlequin. 

Kolejny stos otwierają dwie powieści Emmy Laybourne, które otrzymałam do zrecenzowania od wyd. Rebis. "Monument 14. Niebo w ogniu" oraz "Monument 14. Odcięci od świata". Następnie trzeci tom Serii z fasonem od wyd. Literackiego - "Zaczaruj mnie". Później widzicie "Galop '44" od wyd. Egmont. Następnie "Wyklęta" Rachel Caine, która jest prezentem od mojej ukochanej siostry. Czytałam tę serię dawno temu, więc nie dość, że sobie wszystko przypomnę, to jeszcze będę mogła zbierać cały cykl. "Wybieram Ciebie", "Uratuj mnie" (niedługo recenzja!) oraz "Wyjątkowi" - to powieści, które wypożyczyłam z biblioteki.

Widzicie coś, co Was zainteresowało? Co polecacie, a co odradzacie?
Zapraszam do dyskusji!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Przedpremierowo: Mira Grant - Blackout

Autor: Mira Grant Tytuł: Blackout Wydawnictwo: SQN Liczba stron: 509 Premiera: 27 sierpnia

"Są na świecie trzy rzeczy, w które naprawdę wierzę. 
Że prawda nas uwolni. Że kłamstwa to więzienie, które sami sobie budujemy.
I że Shaun mnie kocha. Reszta to szczegóły."
W 2014 rok wynaleziono lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciw grypie, jednak coś poszło nie tak. Przy okazji naukowcy wytworzyli wirusa o nazwie Kellis-Amberlee, który sprawia, iż martwi ożywają, stają się żądnymi mięsa zombie. Obecnie, w 2041 roku ludzkość wyszła na prostą i odbudowała swoje życie. Szybko okazuje się jednak, iż ożywające trupy to nie jedyne zagrożenie czyhające na ludzi. Prawdziwe niebezpieczeństwo stanowią władze, które sprytnie manipulują całym społeczeństwem.

Głównymi bohaterami tej trylogii są bloggerzy z Przeglądu Końca Świata, dla których najważniejszą wartością w życiu jest prawda. To jej wyznawaniem kierują się w swoich postach, to prawdę pragną przekazywać swoim czytelnikom. W "Blackout" zbliżają się do nieuniknionego finału... Odkryją oni spisek władz i za wszelką cenę będą chcieli go ujawnić, nie bacząc na poświęcenia, których będą musieli dokonać. Jak wielu z nich dotrze do samego końca?

Zanim przystąpiłam do pisania recenzji porządnie musiałam opanować mętlik w swojej głowie. Uwierzcie mi, jak z ciężkim sercem przyszło mi się pożegnać z tą wspaniałą trylogią, która dostarczyła mi tyle niezapomnianych przeżyć i emocji. Gdy przeczytałam "Feed" zrozumiałam, że powieść Miry Grant nie skupia się na zombie, że nie są oni motorem napędowym jej serii. I to pokochałam. Gdy skończyłam "Deadline" siedziałam bezruchu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Takiego zakończenia sequelu w życiu bym nie przewidziała, pisarka po prostu całkowicie mnie zaszokowała i wywołała ogromny niepokój. Natomiast gdy wraz z kolejnymi stronami zbliżał się koniec "Blackout" czułam smutek, bo doszło do mnie, że to naprawdę koniec. Że nie będzie więcej przekomarzanek Shauna i nieubłaganego dążenia do wygłaszania prawdy bloggerów Przeglądu Końca Świata. Finałowy tom skończyłam czytać po pierwszej nocy i naprawdę ciężko było mi zasnąć, bo w mojej głowie kotłowało się milion myśli. Zaprzeczałam, że to koniec, bo tak nie może przecież być. Ta książka po prostu zostawiła mnie pełną emocji, z którymi nie wiedziałam, co zrobić.

Historia Miry Grant, jak już wspomniałam nie prawi o zombie, choć wiele osób z opisu fabuły może tak właśnie wnioskować. Opowieść tej autorki z zatrważającą prawdą odnosi się do współczesności, choć jest przecież fikcją. Okazuje się, że najgorsze niebezpieczeństwo nie czyha ze stron zombie, ale ze strony osób na wysokich szczeblach kariery, gdzie królują pieniądze. Ironiczne, prawda? Że nawet ożywający martwi nie są w stanie zmienić wartości, którymi niektórzy ludzie się kierują.

Ze szczęściem i ulgą odetchnęłam, gdy Mira Grant udźwignęła brzemię własnych pomysłów. Ci, co czytali "Deadline" bez problemu mnie zrozumieją. Pisarka choć genialnie zakończyła sequel, powodując u czytelników niemal szok, bałam się o finałową część. Obawiałam się, iż autorka po prostu nie da sobie rady z wiarygodnym i logicznym wyjaśnieniem. Moje obawy nie miały żadnego uzasadnienia w rzeczywistości, a Mira Grant udowodniła, jak wybitną pisarką jest. Sam jej pomysł wirusa Kellis-Amberlee zasługuje na ogromne uznanie, a sposób, w jaki dokładnie go przedstawiła jest jeszcze bardziej zachwycający. Nie ma tutaj mowy o żadnych niedopowiedzeniach i niezgodnościach, bo każdy aspekt został dogłębnie przemyślany.

Misternie konstruowanie intryg wychodzi Mirze Grant doskonale. I zdaję sobie sprawę, że moja recenzja jest ogromną laurką, nie mogę jednak nic złego napisać o tej pisarce. W "Blackout" akcja toczy się dwutorowo, dzięki czemu czytelnik ma okazję poznać dwa punkty widzenia bohaterów, będących w kompletnie innych miejscach i radzących sobie z własnymi problemami. Wielowątkowość to kolejny plus warsztatu pisarskiego Miry Grant. Jeśli chodzi o bohaterów, to czytelnik nie może zrobić nic innego, jak przecierać ze zdumienia oczy widząc, jak genialnie zostali oni wykreowani. Każda postać odznacza się innymi cechami, które czynią ją wyjątkową i unikalną. Nie są płaskie i bez życia, czasami czułam się, jakby zostali oni żywcem wyrwani w rzeczywistości  i umieszczeni na kartach powieści.

Zawsze obawiam się o ostatnie tomy serii. Ciężkim zadaniem jest zakończenie całej historii w satysfakcjonujący sposób, o dobre zamknięcie wątków i przedstawienie dalszego życia bohaterów. Będąc szczerą, Mira Grant nie rozczarowała mnie, ale z pewnością wywołała u mnie niedosyt. Wiem, że to jedyne słuszne zakończenie, jednak po prostu chyba nie byłam gotowa na pożegnanie się z całą ekipą Przeglądu Końca Świata. I chyba nigdy bym nie była, a zbędne przedłużanie tej opowieści nic by nie dało, bo byłoby to tylko odwlekanie nieuniknionego.

Ciężko mi uwierzyć, że to koniec. Że więcej nie wrócę do tego przerażająco prawdziwego świata i historii, którą pochłania się z wypiekami na twarzy i szybko bijącym sercem. Ale tak jest. Trylogię Przegląd Końca Świata poleciłabym bez wahania absolutnie każdemu. Nawet tym osobom, które myślą, że nie gustują w takich klimatach. Uwierzcie mi, Mira Grant przedefiniuje Wasz gust i sprawi, że ta seria stanie się Waszą ulubioną. Gorąco polecam!
"Nie da się przekroczyć granicy szaleństwa i wrócić bez szwanku."
Moja ocena: 10/10

WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Tami Hoag - Dziewczyna #9

Autor: Tami Hoag Tytuł: Dziewczyna #9 Wydawnictwo: Mira Harlequin Liczba stron: 411

Nowy Rok. Wszyscy świętują, bawią się, mając nadzieję, iż kolejny rok będzie lepszy niż poprzedni. Ta sielankowa atmosfera zostaje przerwana przez straszliwą zbrodnię. Kierowca limuzyny wożący pijanych i ubawionych imprezowiczów zauważa coś przerażającego i makabrycznego, bowiem z samochodu jadącego przed nim wypadają zwłoki. A trzeba nadmienić, iż są one w takim stopniu zniekształcone, że aż przypominają zombi...

Detektyw Kovac i Liska zajmują się sprawą młodej kobiety nazywaną Zombi Doe, której identyfikacja jest prawie niemożliwa. O jej zabójstwo podejrzewają nieuchwytnego mordercę, który atakuje jedynie w święta przez co został nazwany "Doc Holiday". Byłaby to jego dziewiąta ofiara, w tym przypadku wykazał się ogromnym okrucieństwem, jeszcze gorszym niż zazwyczaj... Czy detektywom uda się rozwiązać makabryczną sprawę Zombi Doe?

"Dziewczyna #9" to naprawdę świetnie "zrobiony" kryminał. To, czego szukam w tego rodzaju powieściach zostało mi praktycznie podane na tacy: dobry pomysł, zagadka do rozwikłania i nieustannie towarzyszące napięcie podczas czytania. Tami Hoag wie, co robi i robi to w naprawdę dobrym stylu. Dopiero pod koniec lektury zaczęłam podejrzewać, jak cała historia się zakończy, a przez większą część książki nie miałam najmniejszego pojęcia czego się spodziewać.

Ta powieść została dodatkowo ubarwiona zapiskami mordercy - Doc'a Holiday'a. Jego strasznymi myślami, obrzydliwymi pragnieniami, a także przyszłymi planami. Nie pierwszy raz spotykam się z takim zabiegiem, w którym autorzy kryminałów zamieszczają przemyślenia morderców, jednakże Tami Hoag poszła o krok dalej i postanowiła poinformować swoich czytelników o tożsamości zabójcy. Tak więc już praktycznie na samym początku zostałam oświecona i znałam nie tylko imię zbrodniarza, ale także jego następne kroki. I muszę przyznać, że jest to niezwykle odważne posunięcie ze strony pisarki - pozbawić nas tej nuty tajemniczości już na starcie. Myślę, że jednak w tym przypadku to bardzo udany zabieg, możliwość obserwowania, jak detektywi Kovac i Liska miotają się, próbując odnaleźć mordercę, podczas gdy czytelnik dokładnie wie, kim on jest i co zamierza.

Tami Hoag w swojej powieści przedstawia czytelnikom bohaterów o ciekawych osobowościach i cechach. Z pewnością dwójka głównych detektywów wybija się tutaj najbardziej. Sam Kovac zaskarbia sobie uwagę czytelnika swoim poświęceniem i absolutną gotowością do działania. Ten mężczyzna jest całkowicie oddany swojej pracy, w rozwiązywanie zagadek morderstw oddaje całe swoje serce. Nikki Liska to natomiast żeńska część tego zespołu. To kobieta równie nieustępliwa, co jej partner, która często pracuje intensywnie i bez opamiętania, kosztem ciągłej nieobecności w domu. Najbardziej mi się spodobało to, że Tami Hoag pozwoliła swoim czytelnikom poznać bohaterów w nieco bardziej ludzkiej odsłonie. Nie pokazała Kovaca i Liski tylko jako detektywów, ale także jako ludzi; ujawniła ich problemy i życia osobiste. W swojej historii nie skupiła się tylko na tym, jak próbują oni schwytać mordercę, ale także i pozwala nam poznać trochę te osobowości bliska, przez co bardziej stają się oni bliscy czytelnikowi.

Dodatkowo "Dziewczyna #9" miała kilka takich momentów, w których wybuchałam niepohamowanym śmiechem. Do tej pory w kryminałach, które miałam okazję przeczytać panowała raczej atmosfera powagi, wynikająca z dosyć ciężkiej fabuły czy poruszanych trudnych tematów. Tami Hoag natomiast w swojej powieści potrafiła wpleść wątek humorystyczny, a muszę przyznać, że ta pisarka ma naprawdę kawał dobrego poczucia humoru. 

"Dziewczyna #9" to książka, której wielbiciele gatunku na pewno się zakochają. W tej historii zagadka morderstwa przeplata się z życiem osobistym bohaterów, tworząc interesujące i niebanalne połączenie. Nie jest to z pewnością kryminał z wyższej półki z wieloma wątkami pobocznymi, podczas lektury których czytelnik musi nieustannie główkować, żeby cokolwiek zrozumieć. Nie, Tami Hoag napisała powieść, której czytanie jest samą przyjemnością. Polecam!

Moja ocena: 8/10

piątek, 15 sierpnia 2014

Antonia Michaelis - Dopóki śpiewa słowik

Autor: Antonia Michaelis Tytuł: Dopóki śpiewa słowik Wydawnictwo: Dreams Liczba stron: 413

Antonia Michaelis to niemiecka pisarka, którą pokochałam za sprawą niesamowitego "Baśniarza". Ta powieść tak mnie oczarowała, tak mną zawładnęła, że do dziś pamiętam z jakim zapałem ją czytałam. Z niecierpliwością wyczekiwałam dnia, w którym będzie mi dane przeczytać kolejną książkę tej wyśmienitej autorki. I w końcu ten dzień nadszedł i, gdy "Dopóki śpiewa słowik" leżał w moich dłoniach, ochoczo przystąpiłam do lektury. I wiecie co mnie spotkało? Ogromne, gorzkie rozczarowanie.

Osiemnastolatek imieniem Jari Cizek niedawno zdał egzamin czeladniczy na stolarza. Dotąd żył on w uporządkowanym świecie, dlatego zapragnął przygody. Przygody, która sprawi, że poczuje się wolny... W tym celu wyrusza on na podróż do lasu, ale zanim to robi, odwiedza małą galeryjkę, gdzie spotyka Jaschę, która na zawsze zmieni jego życie... Razem z tą niesamowitą dziewczyną spędza w lesie niezwykły czas, otoczony jedynie dźwiękami natury.

Sama nie wiem, czego się spodziewałam. Książki chociaż w połowie tak dobrej, jak "Baśniarz", historii, która dosłownie mnie pochłonie, która sprawi, że rzeczywistość nie będzie miała jakiegokolwiek znaczenia. Na pewno nie spodziewałam się tego, co otrzymałam, bowiem "Dopóki śpiewa słowik" to dla mnie zlepek chaotycznych zdań. Owszem, fabuła jest oryginalna i owszem, warsztat pisarski może się jawić jako pozornie dopracowany, ale taki nie jest. Jest stanowczo zbyt przesadzony, zbyt patetyczny, pełny wymuszonych dramatów i nieudolnie przekazywanych życiowych mądrości. Niemiecka pisarka na siłę stara się pisać poetycko i filozoficznie i o litości - w ogóle jej to nie wychodzi! Jej pseudomądrości w ogóle do mnie nie przemówiły, a podczas ich czytania nieodłącznie towarzyszył mi pełen politowania uśmiech. Topornie brnęłam dalej, opierając się pragnieniu rzucenia tym "dziełem" w ścianę. Podczas lektury "Dopóki śpiewa słowik" jedyne co czułam to rosnącą irytację i ogromne rozczarowanie. Myślę, że przez całą książkę miałam na twarzy wypisane: wtf? Chwilami naprawdę nie wiedziałam, co czytam.

Akcja w tej powieści po prostu leży i kwiczy. Przykro mi było patrzeć, jak Antonia Michaelis zrujnowała dobry pomysł zwykłą przesadą. Gdy już zaczynało coś się dziać, gdy już coś mnie ciekawiło, pisarka w iście diabelskim stylu pozbawiała mnie tej nutki fascynacji, którą na początku - o, ja głupia i naiwna - miałam. Czułam się naprawdę okropnie, jakby autorka po prostu ze mnie kpiła, naprawdę. W tej powieści zaobserwowałam pewien schemat, mianowicie coś się dzieje i nagle gwałtowny powrót do potwornie nudnej akcji, czytelnik tym samym zostaje pozbawiony złudzeń. Przeczytałam ponad połowę tej lektury, a resztę jedynie przekartkowałam. Więcej po prostu moje nerwy by nie zniosły.

Pozwolę sobie zacytować pewien fragment: "Jari: - Nic ci nie zrobię. Jestem tylko... (czas na filozofowanie) A kimże ja jestem? - pomyślał. - Kim ja naprawdę jestem?" (w tym momencie przewracam oczami). Jesteś najbardziej irytującą personą na świecie - oto kim jesteś! Tak, bohaterowie to kolejny mankament tej książki. Gorszej sieroty płci męskiej niż Jari to ja chyba nigdy nie spotkałam, co jest nie lada wyczynem. Oto mamy postać, która non stop myśli o seksie, jego głowę ciągle zaprzątają myśli o swoim najlepszym przyjacielu - Mattim w kontekście tego, jakim to on jest Don Juanem. Już bym chyba wolała, żeby to Matti odgrywał główne skrzypce w tej powieści, bo wtedy może nie chciałabym go trzepnąć w twarz, tak jak chciałam zrobić z Jarim. A co z Jaschą? Tą pseudotajemniczą dziewczyną, która zapewne w zamierzeniu miała fascynować, a w rzeczywistości myślałam sobie o niej: ta bohaterka ma nierówno pod sufitem...

"Dopóki śpiewa słowik" pozostawił po sobie ogromny niesmak. Pewnie gdybym najpierw sięgnęła po tę gorszą powieść tej pisarki, to "Baśniarz" zapewne by już tak mnie nie zachwycił. Żałuję, że w ogóle przyszła mi ta szalona myśl przeczytania "Dopóki śpiewa słowik", bo zepsułam sobie jedynie dobre wrażenie, które niemiecka autorka na mnie wywarła. Skąd więc ta ocena, która przecież jedynką nie jest, pytacie? A za pomysł, który mógłby być interesujący, gdyby Antonia Michaelis poskromiła swój zapał do zbędnego filozofowania. A tak to wyszło jak wyszło...

Moja ocena: 3/10

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Gena Showalter - Alicja i lustro zombi

Autor: Gena Showalter Tytuł: Alicja i lustro zombi Wydawnictwo: Mira Liczba stron: 443

DZIWNIEJ I DZIWNIEJ!
 
Gdy tylko zauważyłam w zapowiedziach wydawniczych "Alicję w krainie zombi", książkę, która otwiera nowy cykl - Kroniki Białego Królika, wiedziałam, że będzie to wyjątkowa przygoda. I się nie myliłam. Pokochałam innowacyjny sposób ukazania zombi przez Genę Showalter - nie jako bezmózgie rozkładające się trupy pragnące mięsa ludzi, ale jako duchy, które łakną naszych dusz. Tego jeszcze nie było, prawda? W pierwszym tomie główna bohaterka straciła swoich rodziców i młodszą siostrę w wypadku samochodowym, a to wydarzenie, niczym łańcuch pociągnęło za sobą kolejne. Główna bohaterka, Alicja Bell odkryła świat, którego istnienia nawet nie podejrzewała...

Gena Showalter to uznawana pisarka, której powieści znajdują się na liście bestsellerów New York Timesa i USA Today. Pisała dla takich magazynów jak "Cosmopolitan" czy "Seventeen", pracowała też dla MTV. Światową sławę przyniosła jej seria Władcy Podziemi skierowana do doroślejszych czytelników, Kroniki Białego Królika są natomiast jej nowym cyklem młodzieżowym.

Alicja jest zabójczynią zombi w grupie Cole'a Hollanda, swojego chłopaka. I wszystko wydaje się być takie, jakie powinno, do chwili, gdy bohaterka zostaje ranna i zainfekowana podczas jednej z bitew. Choć antidotum zostało jej wstrzyknięte, zauważa ona, że coś dziwnego się z nią dzieje. Najpierw zaczyna czuć dwa bicia serc w swojej piersi. Do tego dochodzą przeraźliwe głosy, które odzywają się w jej głowie. Każą jej one zabijać, rozrywać, gryźć... Gdy widzi swoje niepokojące odbicie w lustrze, osobę, która nie jest nią i uśmiecha się do niej złośliwie, jest już przekonana, że coś jest nie tak. To, co widzi ma cienie wokół ust i oczu, a także ciemną plamę tuż nad sercem. Alicja za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się, co jej dolega. Czy uda jej się to, nim będzie za późno?

Kontynuacja Kronik Białego Królika to poniekąd inna książka, niż jej poprzedniczka. Owszem, kontynuuje ona historię opowiedzianą przez Genę Showalter, ale w nieco inny sposób. Pierwszy tom skupiał się na głównej bohaterce odkrywającej nowy świat, w którym zombi istnieją. Alicja poznała zabójców tych przerażających istot i sama stała się jednym z nich, w międzyczasie jej relacja z Cole'em Hollandem ulegała coraz większemu rozwojowi. W "Alicji w krainie zombi" było dużo bitew stoczonych między dobrem a złem, natomiast osią fabuły "Alicji i lustra zombi" jest praktycznie tylko i wyłącznie główna bohaterka, i to, co się z nią dzieje. Walk było stosunkowo mało i uwierzcie - wcale mi to nie przeszkadzało. Gena Showalter doskonale ukazała stan, w którym znajdowała się Alicja, jej opisy były naprawdę zatrważające, chwilami naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać, gdy czytałam o odbiciu bohaterki w lustrze, które "uśmiechało się złośliwie". Te obrazowe wyrażenia powodowały u mnie autentyczny strach. Gdybym miała opisać jednym słowem drugą część, byłoby to słowo "mroczna". O wiele bardziej interesująca i wciągająca, niż pierwszy tom, który był jedynie wprowadzeniem, bo to w sequelu rozpoczyna się właściwa akcja, a Gena Showalter idealnie wie, w którym kierunku zmierza.

Muszę przyznać, że jestem jedną z tych osób, które spodziewały się w kontynuacji tylko szczęśliwej miłości Alicji i Cole'a. I musiałam przełknąć gorzkie rozczarowanie, bo tak się nie stało, bowiem Gena Showalter postanowiła trochę namieszać i nie podać swoim czytelnikom wszystkiego na tacy. Co to, to nie! Spodobał mi się fakt, iż pisarka skupiała się w większości na przemianie głównej bohaterki, niż na jej rozterkach miłosnych. W pierwszym tomie związek Alicji i Cole'a wydawał mi się zbyt wyolbrzymiony, natomiast w sequelu stał się poważniejszy, mniej banalny, co jest jak najbardziej na plus. Poza tym fani wątków romantycznych nie będą mieli na co narzekać, bo w tej książce jest ich naprawdę wiele, ale takich, które nie trącają kiczowatością, tylko takich, o których czytelnik chce czytać.

Przez "Alicję i lustro zombi" po prostu się mknie. Mało jest takich książek, przy których całkowicie traci się poczucie czasu, a to jest jedna z nich. Duża w tym zasługa dobrze przemyślanej fabuły, wprowadzeniu nowych bohaterów czy umiejętności rozbudzania ciekawości i napięcia w czytelniku, ale także i samego warsztatu pisarskiego Geny Showalter. Jest on lekki, przystępny, idealny, gdy czytelnik szuka odprężającej i relaksującej lektury, ale także i wtedy, gdy pragnie książki, którą się pochłania w zadziwiającym tempie.


"Alicja i lustro zombi" to kontynuacja, którą sobie wymarzyłam. Gena Showalter kontynuuje w niej swoją świetnie ukazaną i dopracowaną wizję zombi, które mimo wszystko nie są w centrum fabuły, co mnie ucieszyło. Nie chciałabym czytać w kółko i w kółko o tych istotach. Pisarka naprawdę zadbała o to, aby jeszcze bardziej zachwycić i zadziwić swoich czytelników, wprowadzając ciekawe wątki, których zakończenia czytelnik nie mógł się domyślić. Kroniki Białego Królika to seria młodzieżowa, ale śmiem twierdzić, że i starszym czytelnikom przypadnie do gustu. To interesujący powiew świeżości w moim ulubionym gatunku, jakim jest paranormal romance. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z tym cyklem, a tymczasem ja z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu!
"Umieranie to jedyny sposób, by żyć naprawdę."
Moja ocena: 10/10

WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Emmy Laybourne - Monument 14. Odcięci od świata

Autor: Emmy Laybourne Tytuł: Odcięci od świata Wydawnictwo: Rebis Liczba stron: 341

"Ale ja wierzę w niebo. Wierzę, że idą tam wszystkie piękne dusze. Ludzie innych wyznań wierzą w inne rzeczy. I dobrze. W cokolwiek wierzą, to im się przytrafi po śmierci. Myślę, że każdy z nas tworzy własne niebo."
Wydawałoby się, że to jedynie kolejny zwyczajny dzień, niczym nieróżniący się od innych. Dwa autobusy mają zawieźć uczniów do szkoły. W jednym są licealiści i gimnazjaliści, natomiast w drugim młodsze dzieci. Wszystko wydaje się jak najbardziej normalne i takie, jakie powinno być, ale tylko do pewnej chwili... Bo w pewnym momencie z nieba zaczyna padać kulki gradu, niektóre swoją wielkością nawet go nie przypominają. Autobusy wpadają w poślizg i uderzają w sklep. Szczęśliwie dla jego pasażerów, bo Greenway okazuje się świetnym schronieniem przed tym, co czyha na nich na zewnątrz... Czyli przed samymi niebezpieczeństwami.

Sześcioro licealistów, dwójka gimnazjalistów i szóstka mniejszych dzieci zostaje odcięta od świata przez potężne tsunami, które pustoszy wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Schronienie znajdują w supermarkecie, gdzie spędząją dwanaście, niezwykle trudnych dni. Grupka nastolatków zaczyna dzielić się obowiązkami, opiekować się małymi dziećmi, a przy okazji między nimi tworzą się więzi. Jak nietrudno się domyślić, nie wszystkie mają charakter pozytywny, bardzo szybko na jaw wychodzą szkolne nieporozumienia. A to nie jedyny ich problem, z którym będą musieli się zmierzyć.

Narratorem tej powieści jest Dean, uczeń w drugiej klasie liceum. To są jego swoiste notatki, zapiski pełne jego uczuć. To dosyć skryty w sobie nastolatek, borykający się z nieśmiałością, więc sam raczej rzadko jest uczestnikiem dialogów. Myślałam sobie: "super, czyżby kolejny bohater-sierota?". Musicie wiedzieć, że naprawdę nie przepadam za takimi postaciami, które nieustannie potrzebują pomocy i boją się cokolwiek powiedzieć. Na szczęście w dalszej części lektury "Monumentu 14" zapałałam do Deana sympatią. Chłopak z czasem zaczyna bardziej zacieśniać więzi z grupą, nabiera więcej werwy i śmiałości. Jeśli chodzi o inne osobowości to raczej nie jest książka, która słynie z genialnej kreacji bohaterów, jednak Emmy Laybourne postarała się, aby każdy charakter wyróżniał się czymś ciekawym, w efekcie nikt nie jest taki sam.

"Monument 14" to powieść od momentu premiery której gorąco zapragnęłam przeczytać, bo wprost uwielbiam takie klimaty. Grupa ludzi całkowicie odcięta od zewnętrznego świata, zdana tylko na siebie... Prawdziwy młodzieżowy survival. Nietrudno więc się domyślić, że miałam duże oczekiwania względem tej książki, którym autorka sprostała. Początkowo jej dzieło mocno mi przypominało "Gone", które uwielbiam, nawet ciężko było mi się w "Monument 14" wciągnąć, co miałam podobnie z serią Michaela Granta, ale później... Co ta lektura ze mną zrobiła! Emmy Laybourne bez wątpienia wykreowała swoją własną przerażającą wizję postapokalipsy, zatrważająco prawdziwą, taką, która może z powodzeniem uchodzić za realną. Zostałam zaskoczona nieraz, nie dwa. Myślałam, że ogromny grad spadający z nieba czy tsunami zalewające Stany to jedyne, co mnie czeka. Nie mogłam się bardziej mylić!

"Monument 14" to książka, z którą wielbiciele postapokaliptycznych wizji świata obowiązkowo powinni się zapoznać. To także idealna powieść dla osób pragnących rozpocząć swoją przygodę z tak interesującym tematem, jakim jest postapokalipsa. "Monument 14" to bowiem obiecując pomysł, ale także i szalenie dobre wykonanie. Emmy Laybourne całkowicie wykorzystała potencjał swojej koncepcji i stworzyła coś, co spodoba się każdemu. Z niecierpliwością wyczekuję premiery drugiego tomu!

Moja ocena: 8/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Laura Gallego - Tam, gdzie śpiewają drzewa


Autor: Laura Gallego Tytuł: Tam, gdzie śpiewają drzewa Wydawnictwo: Dreams Liczba stron: 398

"Tam, gdzie śpiewają drzewa" to książka, o której słyszałam wiele dobrego. Przepiękna okładka, a do tego intrygujący opis także mnie skusiły i na całe szczęście, bo to jest jedna z tych powieści, które pochłoną czytelnika aż do ostatniej strony. Dawno już nie czytałam tak baśniowej historii, która na domiar tego została świetnie napisana. O tym jednak później.

Główną bohaterką tej książki jest Viana, jedyna córka księcia z Rocagris. Nastolatka nie mogła zamarzyć o lepszym życiu, bo ma wszystko, czego tylko zapragnie. Kochającego ojca, piękny dom, najlepszą przyjaciółkę oraz narzeczonego Robiana, w którym jest szaleńczo zakochana i którego niedługo ma poślubić. Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia, a cała dotychczasowa egzystencja Viany wydaje się nieistotna w obliczu najazdu barbarzyńców na Nortię...

Podczas święta zimowego przesilenia do królewskiego zamku przybywa rycerz zwany Wilkiem, który - szokując gości - informuje ich o nadciągających barbarzyńcach. Wszyscy wojownicy króla mają stanąć do walki, również narzeczony i ojciec Viany. Jednak gdy oni przegrywają, a rządy w Nortii obejmują rządni władzy nieokrzesani barbarzyńcy. Główna bohaterka wraz z innymi rebeliantami chce wyzwolić swoje królestwo, ale aby to zrobić będzie musiała wyruszyć w sam środek Wielkiego Lasu, gdzie czają się wszelkie niebezpieczeństwa i jak głosi legenda jest to miejsce, gdzie śpiewają drzewa...

"Tam, gdzie śpiewają drzewa" to przede wszystkim zachwycająca fabuła, dzięki której cała powieść jawi się czytelnikowi w samych magicznych barwach. Pomysł Laury Gallego jest po prostu zniewalający i z pewnością zasługuje na uznanie, jednak to jego wykonanie utwierdziło mnie w przekonaniu, jak dobra jest ta książka. Opisy miejsc, przygód bohaterów są barwne i plastyczne, a przy tym niezwykle realistyczne, przez co czułam się prawie jakbym sama uczestniczyła w opisywanych wydarzeniach. To jest ta część w czytaniu, którą lubię najbardziej, to, jak dana historia oddziaływuje na wyobraźnię. Książka tej pisarki robi to w wyśmienitym stylu.

Laura Gallego swojemu dziełu narzuciła szybkie tempo, jednak nie na samym początku... Pierwsze pięćdziesiąt stron było dla mnie po prostu nudne. Stwierdziłam jednak, że coś musi być w tej książce, skoro spodobała się tylu osobom i dam jej szansę. Bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo gdybym porzuciła lekturę, nie poznałabym tak wspaniałej historii.

Bohaterowie... ich kreacja jest na naprawdę wysokim poziomie, czego niestety na próżno czytelnik może poszukiwać w powieściach skierowanych do młodzieży.Viana jako główna postać i motor napędowy całej historii wykazała się tak, jak powinna. Ciekawiła, interesowała, bawiła, zadziwiała, a przede wszystkim nie irytowała. To osobowość, która przeszła ogromną zmianę na przestrzeni rozdziałów. Na początku poznałam ją jako panienkę z dobrego domu, damę noszącą wspaniale kreacje, a wraz z kolejnymi stronami z przyjemnością obserwowałam, jak Viana przechodzi swoistą metamorfozę: staje się nieustraszoną wojowniczką, gotową do obrony swojej ojczyzny. Niesamowicie polubiłam też Wilka - jak go nie lubić? To nie jest jednoznaczny bohater, przeszłość go zmieniła, ale mimo to pozostał on wiernym patriotą.

"Tam, gdzie śpiewają" ma niezliczenie dużo zalet: barwną i dopracowaną do każdego szczegółu fabułę, realistyczną kreację bohaterów, a przede wszystkim wywołuje u czytelnika emocje. Znalazło się tu nawet miejsce na wątek miłosny, całkiem nieźle ukazany, ale na całe szczęście autorka nie pozwoliła, aby to tylko on napędzał akcję. Jedyną wadą tej powieści jest dla mnie fakt, iż nie ma ona kontynuacji, bo to tylko jedna książka, a ja naiwna do samego końca miałam nadzieję... Szkoda, naprawdę szkoda. Myślę, że Laura Gallego bez problemu mogłaby rozwinąć swoją historię w kolejnych dwóch tomach. W każdym razie polecam, na rynku wydawniczym wciąż jest dosyć mało książek o baśniowym charakterze, które potrafią urzec i wciągnąć czytelnika!
„Mówię o miłości - wyszeptała. - Kiedy kogoś kochasz, czujesz coś tutaj - dodała, kładąc dłoń na sercu Uriego. - Tak mocno, że wydaje ci się, że nie możesz oddychać. Tak intensywnie, że pragniesz zawsze być z tą osobą i nigdy więcej nie chcesz się z nią rozstać.”
Moja ocena: 9/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

piątek, 1 sierpnia 2014

ZAPOWIEDZI WYDAWNICZE #5: Sierpień

Nigdy nie gasną - Alexandra Bracken
Autor: Alexandra Bracken
Tytuł: Nigdy nie gasną
Wydawnictwo: Otwarte
Seria: Mroczne umysły tom 2
Liczba stron: 456
Data premiery: 11 sierpnia

Mam na imię Ruby. Niektórzy nazywają mnie Liderką, ale tylko ja wiem, kim jestem naprawdę. Potworem.
Przede mną najbardziej ryzykowana misja w moim życiu – wojna, w której stawką jest ocalenie tych, których kocham. Zwycięstwo może oznaczać przegraną bitwę osamą siebie.
Jestem ostatnią z Pomarańczowych i jestem gotowa na wszystko.
Monument 14. Niebo w ogniu - Emmy Laybourne
Autor: Emmy Laybourne
Tytuł: Monument 14. Niebo w ogniu
Wydawnictwo: Rebis
Seria: Monument 14 tom 2
Liczba stron: 280
Data premiery: 13 sierpnia

Kilkanaścioro dzieci. Jeden supermarket, Milion rzeczy, które mogą pójść źle.
Zostańcie na miejscu albo uciekajcie do Denver.

Grupka nastolatków i młodszych dzieci - uwięziona w supermarkecie, w którym ukryła się przed serią coraz to większych katastrof - uczy się, jak przetrwać i zorganizować sobie schronienie przed chaosem. Pojawienie się obcych z zewnątrz burzy ich kruchy spokój i prowadzi do kolejnej tragedii, choć też daje dzieciom promyk nadziei. Okazuje się, że z lotniska w Denver władze ewakuują ludzi w bezpieczne miejsca. Jeśli tam dotrą, być może spotkają rodziców i zostaną ocaleni. W obliczu trudnej decyzji grupa się dzieli: Dean postanawia zostać w sklepie wraz ze swoją ukochaną Astrid i trójką maluchów, a jego brat Alex razem z pozostałymi wyrusza w najeżoną niebezpieczeństwami podróż do niepewnego celu. Świat po kataklizmie jest jednak jeszcze gorszy, niż się spodziewali. Ale i w sklepie wcale nie jest bezpieczniej...
Nikt nie wie, że wojsko ma własne radykalne plany, jak uporać się z następstwami tsunami.
Przegląd Końca Świata: Blackout - Mira Grant

Autor: Mira Grant
Tytuł: Blackout
Wydawnictwo: SQN
Seria: Przegląd Końca Świata
Liczba stron: 512
Data premiery: 27 sierpnia

Zwieńczenie jednej z najlepszych serii młodzieżowych trafi do księgarń już 27 sierpnia. BLACKOUT Miry Grant to trzeci i ostatni tom przygód niepoprawnych politycznie blogerów zmagających się z machinacjami rządowymi i… zombie. A od dzisiaj, tj. 30 lipca niecierpliwi bądź fani e-czytelnictwa mogą zakupić książkę w wersji elektronicznej. Za wydanie trylogii Przeglądu Końca Świata odpowiada Wydawnictwo SQN.

Kiedy w 2014 roku opracowywano lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciwko grypie, nikt się nie spodziewał, że świat stanie na skraju zagłady. Po ćwierćwieczu walki o dawny świat, bez strachu o jutro, ludzkość wyszła na prostą. Wtedy też okazało się, że to nie zombie, a sam człowiek jest największym zagrożeniem.

Niespodziewany wybuch epidemii na Florydzie staje się kolejnym kamieniem milowym w spisku stulecia, a ekipa Przeglądu Końca Świata zostaje oskarżona o bioterroryzm. Sytuacja wymaga podziału grupy. Shaun wyrusza zbadać źródło zarazy, natomiast reszta udaje się do legendarnego hakera Małpy po nowe tożsamości. A do tego wszystkiego dochodzi tajemnica Obiektu 7c przetrzymywanego w tajnych laboratoriach CZKC…

Pozostało jeszcze tak wiele do zrobienia, a zegary nieubłaganie odmierzają czas do wielkiego finału. Czy młodym dziennikarzom wystarczy odwagi, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz pozbawionym sumienia agencjom rządowym?

BLACKOUT to wstrząsający finał epickiej trylogii o dziennikarzach przyszłości, poszukujących prawdy w warunkach wybitnie niesprzyjających… podczas zombie-apokalipsy.


W skład trylogii Przeglądu Końca Świata wchodzą:
  • FEED (2012)
  • DEADLINE (2013)
  • BLACKOUT (2014)
Zarówno wiernym fanom, jak i nieznającym serii polecamy nowelkę Miry Grant COUNTDOWN, którą Wydawnictwo SQN wypuściło w zeszłym miesiącu. Doskonale wprowadza w klimat trylogii, przenosząc czytelnika do okresu, w którym wybuchł kataklizm, odmieniając cały znany świat. UWAGA! Nowelka tylko w formie elektronicznej. Dostępna we wszystkich platformach e-bookowych.

Widzicie coś, co Was zainteresowało?