my heaven of books

środa, 25 listopada 2015

Marie Rutkoski - Niezwyciężona. Pojedynek

Autor: Marie Rutkoski Tytuł: Pojedynek Wydawnictwo: Feeria Young Liczba stron: 382
 EMPIK.

"Pojedynek" to jedna z tych książek, których okładka jest na tyle magiczna i przykuwająca wzrok, że nieraz migała mi przed oczami. To zaobserwowana gdzieś na forach książkowych, to na instagramach zagranicznych czytelników. Co tu dużo pisać - wiedziałam, że prędzej czy później zapoznam się z nią, nieważne czy w wersji oryginalnej, czy w przekładzie na polski. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, tak zainteresował mnie sam opis i udana grafika. Wydawnictwo Feeria Young jednak wyszło swoim czytelnikom naprzeciw i wydało "Pojedynek" w polskiej wersji. I całe szczęście, bo polscy czytelnicy wiele by stracili, nie mogąc zapoznać się z tą fantastyczną lekturą!

Kestrel jest córką szanowanego generała, dziewczyną z "dobrego domu", Valorianką z ludu zwycięzców. Jej życie dosłownie wydaje się być usłane różami.
Kowal, Herrańczyk z ludu przegranych, niewolnik, nie posiada nic na własność.
Oboje są dosłownie z innych światów, ale jakimś dziwnym cudem (przeznaczeniem?) ich ścieżki krzyżują się. Początkowa niechęć zaczyna przeradzać się w przyjaźń, a przyjaźń w coś więcej... Tylko czy osobom pochodzącym z dwóch obcych ludów pisane jest być razem?

Musicie wiedzieć, że ostatnio z czasem na czytanie było u mnie bardzo kiepsko. Skupiona na studiach i moim rozwijającym się życiu towarzyskim, zwyczajnie nie miałam czasu na to, aby sobie usiąść i dać się pochłonąć pasjonującej lekturze. To normalne więc, że z czasem zaczęłam się odzwyczajać od sięgania po książki, które niegdyś stanowiły nieodłączny element mojego dnia. Ten mój przydługi wstęp ma swój sens, bowiem sięgając w końcu po "Pojedynek" trochę obawiałam się rozczarowania, tego, że będę się najzwyczajniej w świecie nudziła. Tak się jednak nie stało. Moja przerwa w czytaniu i brak czasu na niego, nie wywarły na mnie żadnego wpływu. Nie, w przypadku, gdy sięgnęłam po tak dobre dzieło, jakim jest prequel trylogii Niezwyciężona. Po prostu, gdy zaczęłam czytać, dosłownie przepadłam. Nie mogę uwierzyć w fakt, że tak długo nie miałam czasu na czytanie, a gdy w końcu go znalazłam, to miałam okazję przeczytać coś tak dopracowanego i pełnego emocji zarazem. Autorce za to należą się brawa! Mi chyba także, za dobry wybór lektury i ufanie własnej intuicji.

Marie Rutkoski stworzyła historię z pogranicza dystopii i fantastyki. A nie ma żadnych gatunków, które bym ceniła sobie bardziej niż te. Jednak to, co najbardziej mnie urzekło w tej powieści to fakt, jak fabuła została sprawnie przemyślana i skonstruowana. Wszystko układało się w logiczną i spójną całość, a bardzo nie lubię, gdy w książkach, nawet tych, których grupą docelową jest młodzież, jest wszelka nielogiczność. Nie lubię, gdy pisarze ze swoich czytelników niemalże drwią, pisząc o chociażby o nierealnych i infantylnych zachowaniach nastolatków. To, że ktoś jest młody wcale od razu nie oznacza złych i nieodpowiedzialnych decyzji, a tym bardziej głupich zachowań. 

Autorka "Pojedynku" stworzyła książkę, której lektura jest jednocześnie lekka i przyjemna, ale nie razi swoją zbytnią prostotą. Jej warsztat pisarski jest bardzo przystępny, dzięki czemu w lekturę "wbiłam się" w błyskawicznym tempie i bardzo szybko odnalazłam się w całej historii. Bohaterowie, choć młodzi i popełniają błędy, potrafią wykazać się odpowiedzialnością i myśleniem. Akcja jest wartka i dynamiczna, nie pozwoliła mi ani na chwilę oderwać się od czytania. A gdy już musiałam to zrobić, wciąż myślami wracałam do tej lektury Zastanawiałam się, w jakim kierunku potoczy się fabuła i kiedy będę w końcu mogła spokojnie czytać...

To, co zdecydowanie lubię najbardziej to wątek miłosny. Nie lubię jednak, gdy jest on zbyt cukierkowy i przesłodzony, wtedy muszę walczyć z własnym rozczarowaniem. Nawet jeśli cała reszta książki jest dobra, to jeśli romans kuleje, w moim odczuciu kuleje cała reszta. W "Pojedynku" tego nie znajdziecie. Marie Rutkoski przede wszystkim nie rzuciła się od razu na głębokie wody. Bardzo mi się spodobało, że rozwój relacji pomiędzy Kestrel i Kowalem narastał wolno, w swoim miarowym tempie, a autorka tym samym budowała napięcie. Oboje stanowią jedną z najlepiej ukazanych par literackich w książkach młodzieżowych. Dodajcie do tego spore przeciwności losu (wrogie klany) i macie przepis na niezwykle emocjonującą powieść.

"Pojedynek" znacznie przewyższył moje oczekiwania. Tak dobrej, tak dopracowanej w wielu aspektach książki nie czytałam od bardzo dawna. Zarówno fani romansu, jak i porządnej dawki emocji na pewno się nie rozczarują. W prequelu trylogii Niezwyciężona nie brakuje bowiem pojedynków, intryg i opisów działających na wyobraźnię. Gorąco polecam!
Moja ocena: 9/10

WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ 2015.

środa, 4 listopada 2015

Estelle Maskame - Czy wspominałam, że Cię kocham?

Autor: Estelle Maskame Tytuł: Czy wspominałam, że Cię kocham? Wydawnictwo: Feeria Young Liczba stron: 402
"Czy wspominałam, że Cię kocham?" to nowa propozycja od Wydawnictwa Feeria Young na jesień. Jest to pierwszy tom otwierający serię Dimily, która z pewnością wielu czytelnikom zagwarantuje niezapomniane emocje. Ze mną z pewnością tak zrobiła...

Szesnastoletnia Eden Munro nie widziała swojego ojca od trzech lat, od momentu, w którym zostawił jej matkę i się z nią rozwiódł. W jej życiu jednak nadchodzi moment, w którym odnawia ona kontakt z długo niewidzianym rodzicem. Gdy ją zaprasza na spędzenie u niego całego lata w Kalifornii, najpierw jest sceptyczna, ale w końcu się zgadza. Ten jeden wyjazd jest zaledwie zalążkiem zwiastującym wiele zmian...

W nowym miejscu czeka na nią wiele przygód, a jedną z nich jest jej przyrodni brat, Tyler. Ich relacja od początku nie układa się gładko, a to, co do siebie czują daleko wykracza poza platoniczne emocje...

Od momentu, gdy zauważyłam "Czy wspominałam, że Cię kocham?" w zapowiedziach wydawniczych na październik po prostu wiedziałam, że jest to książka, którą muszę przeczytać. Muszę się Wam przyznać, że minęło sporo czasu, odkąd miałam w swoich dłoniach taką typową "młodzieżówkę". A jest to gatunek, od którego nie stronię i który po prostu uwielbiam. Wiecie dlaczego? Bo gwarantuje mi coś, czego po prostu nigdy nie spotkam w prawdziwym życiu (a przynajmniej jest to bardzo nierealne). Uwielbiam sięgać po powieści, które choć nie zawierają w sobie fantastyki, to i tak są magiczne przez wzgląd na treść, którą za sobą niosą. A "Czy wspominałam..." jest właśnie taką lekturą. Gorący klimat, wakacyjna pora i emocjonujące imprezy to coś, czego na próżno mogę obecnie szukać w swoim życiu. Dlatego ta książka okazała się świetną odskocznią od codziennej monotonii.

Estelle Maskame stworzyła lekturę, której się nie czyta, a którą się dosłownie pochłania. Właśnie tego rodzaju dzieła cenię sobie najbardziej. Po ciężkim dniu na uczelni jedynym dla mnie pocieszeniem był fakt, że gdy wrócę do domu, to będę mogła się zanurzyć w fikcyjny świat przedstawiony. Największym tego czynnikiem jest sam pomysł. Owszem, z pozoru koncepcja obrana przez młodą autorkę może się wydawać zbyt oklepana, sztampowa i nudna. Jednak - co najlepsze - nie jest taka ani trochę. Historia wymyślona przez Maskame jest jednocześnie urocza i prosta w swojej wymowie. Ukazuje uczucie, które choć zakazane, od początku wcale się takie nie wydaje. Wydaje się po prostu prawdziwe i ciężko jest jemu zaprzeczyć.

Estelle Maskame z warsztatem pisarskim godnym pozazdroszczenia, napisała powieść, która jest lekka i prosta, a która wciąż potrafi zaintrygować czytelnika. Choć ta autorka zaczęła pisać swoją książkę w wieku siedemnastu lat, śmiem twierdzić, że wyszło jej to naprawdę dobrze. Można to zauważyć nie tylko na podstawie samego stylu, który jeszcze z czasem się przecież wyrobi, ale także i na podstawie wielu innych czynników. Takich jak płynność fabuły, wartka akcja i umiejętne ukazanie chemii pomiędzy bohaterami. A nie ukrywajmy, że takowa chemia jest bardzo istotna, o ile nie najważniejsza. W końcu co byłby to za romans, gdyby sam wątek romantyczny wiał nudą. Ten w "Czy wspominałam..." został ciekawie zarysowany. Relacja Eden i Tylera z pewnością nie należy do najłatwiejszych i najmniej skomplikowanych, ale za to świetnie się o niej czyta!

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" to idealny prequel do serii Dimily. Owszem, Estelle Maskame kilka razy podwinęła się noga, np. wtedy, gdy przesadzała w opisach imprez lub, gdy najzwyczajniej w świecie nie działo się nic ciekawego, co by cokolwiek wnosiło do fabuły. Co nie zmienia faktu, że przez całą książkę wręcz "przepłynęłam". Prequel okazał się na tyle satysfakcjonujący i dobry, że wręcz gwarantuje, iż czytelnicy po zapoznaniu się z pierwszym tomem, sięgną po kolejne części. Jeśli szukacie książki, która Was wciągnie w te długie, jesienne wieczory, to się nie wahajcie! Jeśli chcecie lektury, po przeczytaniu której jej treść wciąż będzie Wam krążyła w głowie, to nie ma co się zastanawiać. Gorąco polecam!
Moja ocena: 7/10