Autor: Gayle Forman Tytuł: Ten jeden rok Wydawnictwo: Nasza księgarnia Liczba stron: 359
Do tej pory pamiętam moment, w którym skończyłam czytać "Ten jeden dzień". Ta książka tak ogromnie mi się spodobała, tak mocno skradła moje serce, że bez wahania i z czystym sumieniem wystawiłam jej dziesiątkę. I spokojnie zaczęłam czekać na premierę kontynuacji. Na szczęście nie musiałam czekać długo, ponieważ sequel, "Ten jeden rok" już niecałe dwa miesiące później leżał wygodnie w moich dłoniach. Pełna podekscytowania przystąpiłam do lektury... I wyobraźcie sobie wierutne rozczarowanie, które mnie spotkało.
Najpierw jednak kilka zdań o fabule. Willem po opuszczeniu Paryża nie wie dokładnie, co ze sobą począć. Czuje się skołowany po tym, jak nieświadomie zostawił Allyson i po nią nie wrócił. Nie może wrócić do siebie, nie może zapomnieć o tajemniczej dziewczynie, z którą spędził zaledwie jeden, niesamowicie magiczny dzień. "Ten jeden rok" to swoista wyprawa po życiu Willema, chłopaka, który doświadczył straty... Chłopaka, który chce zaryzykować i odnaleźć Allyson. Czy mu to się uda?
Wiem, że swoją recenzję zaczęłam dosyć dramatycznie. Tak naprawdę to wcale nie tak, że spotka Was aż tak duże rozczarowanie. Ja po prostu oczekiwałam po kontynuacji (a zarówno jak i ostatniej części, o czym wcześniej nie miałam pojęcia!) trochę więcej. Owszem, wiedziałam, że będą to opisy losów Willema po tym, jak zostawił Allyson, ale jednak mimo wszystko... Nie spodobał mi się on po prostu jako narrator. Miał swoje momenty, to oczywiste. Jego przemyślenia naprawdę do mnie przemawiały i mnie interesowały, ale jakoś mimo wszystko bardziej utożsamiłam się z Allyson jako narratorką. Może to po prostu dlatego, że z charakteru jestem bardzo podobna do tej bohaterki.
Co zaważyło na mojej znaczne niższej ocenie sequelu, niż pierwszego tomu? Najbardziej chyba otwarte zakończenie. Już kilka razy w swoich recenzjach wspominałam, że za bardzo nie przepadam za takim sposobem kończenia wątków, ale są przypadki, w których takie rozwiązanie przypada mi do gustu. Niestety, "Ten jeden rok" nie jest jednym z tych dzieł. Tutaj odczułam ogromne rozczarowanie, co właśnie zaważyło na mojej końcowej ocenie. Myślałam, że druga część będzie opowiadała o losach Willema po opuszczeniu Allyson, ale nie AŻ tak. Sądziłam, że Gayle Forman jednak poświęci więcej stron na napisanie tego, co dalej się działo z tą dwójką. Ja chcę to wiedzieć, w szczegółach! A tymczasem na zaspokojenie mojej wielkiej ciekawości pozostała mi jedynie krótka nowelka... Toż to karygodne!
To, co się nie zmieniło to lekkość czytania, wręcz "sunięcia" po lekturze. Warsztat Gayle Forman, podobnie jak w przypadku pierwszego tomu sprawił, że nie mogłam się oderwać od czytania. Nie potrafiłam odłożyć "Tego jednego roku", aż do momentu, gdy przewróciłam ostatnią kartkę. Autorka ma naprawdę niezwykły dar przemawiania do czytelnika. Jej styl pisania jest dokładnie taki, jaki sobie cenię i lubię. Jest lekki, absorbujący, a przy tym niepozbawiony ciekawych przemyśleń i refleksji.
Choć "Ten jeden rok" okazał się dla mnie pewnym rozczarowaniem, Wam, moi drodzy czytelnicy może się spodobać. Może akurat Wy gustujecie w otwartych zakończeniach. Jedyne, co mogę napisać, to, że się tego nie spodziewałam po tak świetnej pierwszej części... A tak zostaną mi wspomnienia po prequelu, który totalnie mnie porwał i po jego kontynuacji, która pozostawia po sobie niesmak.
Moja ocena: 6/10