my heaven of books

środa, 25 lutego 2015

Michelle Hodkin - Mara Dyer. Przemiana

Autor: Michelle Hodkin Tytuł: Mara Dyer. Przemiana Wydawnictwo: GW Foksal/YA Liczba stron: 477

Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać pierwszy tom trylogii autorstwa Michelle Hodkin pt. "Mara Dyer. Tajemnica". I przepadłam. Ta książka spodobała mi się w każdym możliwym aspekcie, bo zawiera wszystko, czego poszukuję w tego rodzaju książkach, a nawet więcej. Nic więc dziwnego, że z utęsknieniem wyczekiwałam kontynuacji. Jesteście ciekawi, jakie mam wrażenia po lekturze dzieła "Mary Dyer. Przemiana"? W takim razie zapraszam do przeczytania mojej recenzji!

Mara Dyer po tragicznych wydarzeniach i przeprowadzce do nowego miejsca jedyne, czego chce to powrotu do normalności. Jednak to wcale nie jest takie proste, nie wtedy, gdy nikt ci nie wierzy, kiedy mówisz, że nie jesteś szalona. Wszyscy zgodnie uważają, że szaleństwo dziewczyny wiąże się zespołem stresu pourazowego. Jedynie chłopak Mary - Noah Shaw jej ufa, ale on sam także nie należy do najzwyczajniejszych ludzi. Wspólnymi siłami będą próbowali odkryć tajemnice z przeszłości, nie tylko samej Mary, ale także i Noaha...

Jestem pod ogromnym wrażeniem kontynuacji historii Mary. Zazwyczaj środkowe tomy są najsłabsze, jednak Michelle Hodkin zaprzeczyła tej teorii. Sequel ma w sobie równie dużo napięcia, co prequel, a może i nawet więcej, bo czytelnik razem ze swoimi ulubionymi bohaterami stara się rozwiązać tę misterną łamigłówkę, jaką jest przeszłość Mary i Noaha. Każdą stronę czytałam z ogromnym wyczekiwaniem, nie mogłam się doczekać, kiedy odkryję, dlaczego Mara ma swoje "nietypowe" umiejętności. Pisarka jednak najwyraźniej postawiła wysoko poprzeczkę i nie podała swoim fanom wszystkiego na talerzu. Co to, to nie. I bardzo mi się to podoba, tak wiele niewiadomych sprawia jedynie, że lekturę tę czyta się jeszcze szybciej i z nieustającym zaciekawieniem, i fascynacją. Sposób ukazania szaleństwa głównej bohaterki jest niesamowicie dobry, podobnie jak jej portret psychologiczny. W pierwszym tomie nie do końca było wiadomo, czy ta protagonistka jest szalona, czy nie, natomiast w drugim wszystko zaczyna się powoli klarować... Napiszę jedno: wszystko się jeszcze bardziej pokomplikuje!

To, za co absolutnie kocham tę powieść to psychodeliczny, a chwilami przerażający klimat, ale także i za związek Mary i Noaha. Autorka na całe szczęście uczyniła ich relację piękną i pełną zaufania, a nie słodką i cukierkową. Często było tak, że książki, których grupą docelową jest młodzież były zbyt przesłodzone, a relacje w nich ukazywane mało realistycznie. W tym przypadku jest inaczej i to dlatego ten duet zyskał tak wiele fanów. To, jak Mara i Noah wzajemnie się uzupełniają, jak się przekomarzają jest po prostu urocze i świetnie się to czyta.

Zakończenie... Jak Michelle Hodkin mogła to zrobić swoim czytelnikom? Z jej punktu widzenia to świetny chwyt, ponieważ niemal gwarantuje jej, że fani sięgną po kolejny tom, ale z punktu widzenia osoby zakochanej w tej książce... Jedyne, czego chciałam po lekturze powieści "Mara Dyer. Przemiana" to finałową część w moich dłoniach, a u mnie nieczęsto ma to miejsce.

"Mara Dyer. Przemiana" totalnie Was pochłonie. Sprawi, że zapomnicie o swoich obowiązkach, które nie będą miały żadnego znaczenia w obliczu tak wciągającej i pełnej napięcia lektury. Czy Mara jest szalona? I uczestniczy razem z nią w tym szaleństwie? Gwarantuję, że psychodeliczny klimat tej powieści urzeknie każdego fana fantastyki i romansu. Ja tymczasem z niecierpliwością wyczekuję finałowego tomu tej trylogii! Gorąco polecam!
"Za każdym razem, gdy nadchodził atak, kontury rzeczywistości zacierały się i czułam narastający lęk. Dezorientację. Niepewność, co jest realne, a co nie. Przestawałam sobie ufać i to było jeszcze trudniejsze do zniesienia."
WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2015.

środa, 18 lutego 2015

Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson - Kroniki Bane'a

Autor: Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson Tytuł: Kroniki Bane'a Wydawnictwo: Mag Liczba stron: 491

Cassandra Clare to amerykańska pisarka, która zyskała ogromną sławę za sprawą serii Dary anioła, a później również Diabelnych maszyn. To także moja ulubiona autorka, dzięki której pokochałam czytanie, więc mam do niej ogromny sentyment. Niedawno ukończyłam"Miasto niebiańskiego ognia" - finałowy tom jej pierwszego cyklu, który wzbudził we mnie wiele rozmaitych emocji. Ja po prostu  nie byłam gotowa pożegnać się z cudownym Światem Cieni przez nią wykreowanym. Na szczęście Clare już się zajmuje pisaniem kolejnej serii osadzonej w tym uniwersum, a póki co spragnieni fani (w tym ja), mogą zaspokoić swoją ciekawość książką "Kroniki Bane'a", która ukazała się w styczniu bieżącego roku.

"Kroniki Bane'a" to zbiór opowiadań z różnych okresów życia Magnusa Bane'a - ukochanego przez miliony bohatera cyklów: Dary anioła i Diabelne Maszyny. Te historie w dużym stopniu pozwalają czytelnikowi pokochać tę postać jeszcze bardziej, a przede wszystkim dowiedzieć się więcej z jego przeszłości i życia.

O "Kronikach Bane'a" usłyszałam już dużo wcześniej. Planowałam je oczywiście przeczytać w oryginale, bo po prostu nie mogłam sobie ich tak zwyczajnie odpuścić. Magnusa wprost uwielbiam, jego charyzmę, wygląd, sposób zachowania. To bohater, który przekuwa uwagę i od momentu, w którym się pojawia, wzbudza sympatię. Ogromnie się więc ucieszyłam, gdy wydawnictwo Mag postanowiło wydać to dzieło w Polsce. Będąc świeżo po jego lekturze mogę szczerze powiedzieć, że ta książka ani trochę nie rozczarowuje i nie ujmuje niczego niebanalnej osobowości czarownika. 

Opowiadania zawarte w "Kronikach Bane'a" okazały się tak kolorowe i zabawne, jak przypuszczałam. Nie oczekiwałam niczego mniej od Cassandry Clare. Powiedziałabym wręcz, że wraz z Brennan i Johnson postawiły sobie wysoką poprzeczkę, ponieważ Magnus jest dosyć nietypową postacią, na tyle nietypową, że łatwo byłoby tutaj przesadzić i ją przerysować, uczynić osobowość Bane'a karykaturalną. Pisarki wybrnęły ze swojego zadania. Wszystkie te historie zawarły w sobie wiele ciekawych faktów z długoletniego życia czarownika, a przy okazji został okraszone dużą dawką humoru. Mnie osobiście najbardziej spodobało się opowiadanie "Wampiry, ciasteczka i Edmund Herondale".

"Kroniki Bane'a" w żadnym stopniu mnie nie rozczarowały, przy tych opowiadaniach wyśmienicie spędziłam czas. To nie tylko świetne uzupełnienie swojej wiedzy na temat czarownika Magnusa Bane'a, ale także i generalnie całego uniwersum Świata Cieni. Jeśli nie jesteście jeszcze gotowi, aby pożegnać się z tym światem lub z niecierpliwością (tak jak ja) wyczekujecie kolejnych serii spod pióra Clare, nie wahajcie się sięgnąć po tą powieść! Gorąco polecam!
"Zastanawiał się, czy można być zrezygnowanym, nic o tym nie wiedząc. Czy można stracić nadzieję, ale nie całą od razu, tylko stopniowo, dzień po dniu, aż całkiem zniknie, zanim człowiek się zorientuje."
Moja ocena: 10/10

WYZWANIA: CZYTAM FANTASTYKĘ 2014.

niedziela, 15 lutego 2015

Rachel van Dyken - Utrata

Autor: Rachel van Dyken Tytuł: Utrata Wydawnictwo: Feeria Young Liczba stron: 299

O powieści Rachel van Dyken słyszałam na długo przed jej polską premierą. Chciałam nawet ją przeczytać na czytniku w wersji oryginalnej, ale na szczęście nie musiałam, bowiem "Utrata" ukazała się w Polsce 4 lutego nakładem Feeria Young. To pierwszy tom rozpoczynający serię Zatraceni. Jesteście ciekawi, czy czekanie mi się opłaciło? I czy tak szumnie zachwalana książka najzwyczajniej w świecie mnie nie rozczarowała?

Osiemnastoletnia Kiersten Rowe właśnie rozpoczyna swoją naukę w collegu. Wciąż nie może zapomnieć o śmierci swoich rodziców, przez co jest zamkniętą w sobie i nieśmiałą dziewczyną.

Weston Michels jest szkolną gwiazdą futbolu i synem jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Z zewnątrz jego życie wydaje się być praktycznie idealnie, jednak to tylko pozory, skrywa on bowiem tajemnicę...

Ich ścieżki krzyżują się przez całkowity przypadek. Już od samego początku zaczyna ich coś do siebie przyciągać. Jednak tajemnica Wesa może zaprzepaścić ich szansę na wspólne szczęście... 

"Utratę" skończyłam czytać dokładnie w kilka godzin i pomiędzy czytaniem miałam tylko jedną przerwę, jednak bez problemu można oddać się całej lekturze już za pierwszym "posiedzeniem". Ta książka jest tak wciągająca, tak zabawna i tak świetnie napisana, że inaczej się po prostu nie da albo trudno będzie się Wam oderwać od takiej powieści. Od początku do końca to dzieło skradnie Wasze serca i w moim przypadku właśnie tak było.

Rachel van Dyken napisała książkę z popularnego ostatnio gatunku New Adult. W wielkim skrócie można go opisać jako romans, koniecznie zawierający jakieś problemy bohaterów, z którymi ciężko im się uporać. Do tej pory jednak nie potrafię przypomnieć sobie powieści z tej kategorii, która w jakiś sposób by mnie poruszyła i która łączyłaby w sobie zarówno autentyczne emocje, jak i humor oraz niezwykłą lekkość. A "Utrata" właśnie taka jest. Przez to dzieło się wręcz sunie, a czytelnik nie zdaje sobie sprawy, że to koniec, dopóki nie przewróci ostatniej strony.

"Utrata" to książka, której grupą docelową jest młodzież, ale z powodzeniem spodoba się i starszym czytelnikom. To mądra powieść o chęci do życia, pomimo wszelkich przeciwności i o uporaniu się z demonami przeszłości. Młodzi ludzie w tej historii są po prostu urzekający i pełnokrwiści, a wola walki u Westona wzbudziła mój podziw. W dzisiejszych czasach często nie zwracamy uwagi na drugiego człowieka, jesteśmy nastawieni na własny hedonizm. Rachel van Dyken umiejętnie ukazała, jak dwie osoby mogą odmienić siebie nawzajem i jak wielkim wsparciem mogą dla siebie być, tutaj nie ma miejsca na egoizm. Pokochałam Kiersten i Westona, którzy uleczyli siebie i są prawdziwą inspiracją.

"Utrata" wzbudziła we mnie autentyczne emocje, czego nie potrafi zrobić wiele książek. Ta historia przekazuje wiele życiowych mądrości, o tym, jak warto czerpać radość z każdej chwili i nie poddawać się nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. Co najbardziej mi się spodobało to fakt, że pomimo tego, iż powieść ta porusza poważne tematy, wciąż znalazło się u niej dużo miejsca na humor, a Rachel van Dyken ma świetne poczucie humoru. Co tu dużo mówić - każda szanująca się romantyczka powinna przeczytać to dzieło, a ja już nie mogę się doczekać, gdy sięgnę po kolejny tom serii Zatraceni. Polecam!
"Jak wiele razy człowiek doświadcza straty, zanim sam umrze? Zanim strawi go smutek?"
Moja ocena: 8/10

czwartek, 12 lutego 2015

Moira Young - Gniewna gwiazda

Autor: Moira Young Tytuł: Gniewna gwiazda Wydawnictwo: Egmont Liczba stron: 411

Prawie rok temu miałam okazję zapoznać się z książką "Krwawy szlak", która otworzyła nową serię - Kroniki czerwonej pustyni, wydawaną w Polsce pod nakładem wydawnictwa Egmont. Co tu dużo mówić - byłam pod ogromnym wrażeniem świata i bohaterów, których stworzyła Moira Young. Urzekła mnie także oryginalna forma napisania, w której dialogi nie są wyszczególnione. Nie każdemu mogłoby to przypaść do gustu, ale ja wręcz to pokochałam! Nic więc dziwnego, że kontynuacji tego cyklu wyczekiwałam z niecierpliwością, jednak "Dzikie serce" porządnie mnie rozczarowało. Z porównaniu z pierwszym tomem okazało się nie tak emocjonujące. Jesteście ciekawi jak przypadła mi do gustu finałowa część Kronik czerwonej pustyni - "Gniewna gwiazda"? W takim razie zapraszam do przeczytania mojej recenzji!

Saba wraz ze swoimi przyjaciółmi jest gotowa na ostateczną rozrywkę z DeMalo - mężczyzną, który za wszelką cenę chce stworzyć Nowy Eden. Miejsce, które będzie zamieszkiwane jedynie przez silne osoby, a słabe będą zabijane. Tymczasem DeMalo pragnie, aby dziewczyna z nim była, więc skrada jej propozycję... Jednak serce Saby należy do Jacka. Jak wiele główna bohaterka będzie w stanie poświęcić, aby uchronić tych, których kocha?

Pierwsza moja myśl po zakończeniu lektury to: "Jak Moira Young mogła to zrobić?!". Cóż, z pewnością nie podarowała swoim czytelnikom banalnego zakończenia. Pisarka najwyraźniej wyznaczyła sobie za zadanie, aby zaskoczyć swoich fanów, a może i nawet ich zaszokować. I udało się jej to. Sama nie wiem czy na dobre, czy na złe. Po prostu nie tego się spodziewałam. Ostatnie tomy serii, które się pokochają mają być sielankowe i szczęśliwe, a pełnokrwiści bohaterowie mają ruszyć razem w stronę zachodzącego słońca. Przynajmniej tak jest w założeniu, bo nadal są autorzy, którzy decydują się na pójście w odwrotną stronę, a to jest jak z loterią - nigdy nie wiadomo. Uważam, że zakończenie wyszło raczej takie słodko-gorzkie i mi zdecydowanie nie przypadło do gustu, chociaż ta jego otwartość w pewnym stopniu pozwala się domyślać, co będzie dalej.

Wzloty i upadki. Tak bym skrótowo określiła swoją przygodę z serią Kroniki czerwonej pustyni. Pierwszy tom był świetny, niesamowicie mnie wciągnął i czytałam go z wypiekami na twarzy. Walki w klatkach, ciężki klimat, ta wszechobecna brutalność... Jeśli chodzi o kontynuację, to znacznie ostudziła mój zapał, bo za mało było w niej Jacka. Co się tyczy "Gniewnej gwiazdy"... w ostateczności uważam, że Moira Young spisała się świetnie. Bohaterowie wręcz wychodzili z kartek, a napięcie nieustannie towarzyszyło mi w czasie lektury. Gdyby nie to zakończenie - byłoby idealnie.

Kroniki czerwonej pustyni mogę z czystym sumieniem polecić każdemu fanowi dystopii, ale także i osobom, które poszukują nowych wrażeń. Oryginalność tej serii z pewnością urzeknie każdego.
Moja ocena: 7/10

WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ 2015.

sobota, 7 lutego 2015

Sarah J. Maas - Szklany tron


Autor: Sarah J. Maas Tytuł: Szklany tron Wydawnictwo: GW Foksal Liczba stron: 520

Nieustannie napotykałam się na pozytywne recenze "Szklanego tronu" Sary J. Maas. Nie pamiętam, żebym przeczytała jakąkolwiek negatywną na jej temat. Nic więc dziwnego, że jako ogromna fanka powieści fantastycznych, bardzo chciałam zapoznać się z tą książką. Niedawno udało mi się je zdobyć z wymiany, więc byłam ogromnie podekscytowana i szybko się nią zabrałam, ignorując stojące na półce dzieła, które czekają na swoją kolej znacznie dłużej. Jesteście ciekawi, czy była to dobra decyzja? W takim razie zapraszam do przeczytania mojej recenzji!

Celaena Sardothien została skazana na dożywotnią pracę w kopalni soli w Endovier. Przebywa w tym okropnym miejscu już rok, gdy pojawia się w nim następca tronu królewskiego - Dorian i proponuje jej układ. Bohaterka ma stanąć w turnieju na Obrońcę Króla i jeśli go wygra, po kilku latach stanie się całkowicie wolnym człowiekiem. Dziewczyna nie namyślała się długo, ponieważ jej alternatywa nie była zbyt pozytywna. Jednak nic nie jest na tak dobrej drodze, jakby mogło się wydawać... Pewnego dnia w zamku zaczynają ginąć uczestnicy turnieju, a Celaena może być następna...

Mam dosyć mieszane uczucia po lekturze tej książki, bo po prostu... spodziewałam się czegoś lepszego po TAK zachęcających recenzjach, ociekających wręcz lukrem! Ha! A tutaj spotkało mnie gorzkie, wierutne rozczarowanie, bowiem to, co przedstawia Sarah J. Maas w zasadzie nie wyróżnia się na tle innych, podobnych pozycji wydawniczych. Jestem pewna, że gdybym przeczytała "Szklany tron" jakieś cztery lata temu (chociaż wtedy chyba jeszcze nie została nawet wydana), pokochałabym go. Jednak przeczytałam go teraz i cóż - nie zaiskrzyło. Fajnie się czyta, ale aż chce się powiedzieć: bez przesady...

"Szklany tron" pod względem technicznym został dobrze napisany. Warsztat pisarski autorki jest lekki, przystępny, czyli idealnie wpasowuje się w klimat powieści młodzieżowych. Jeśli jednak chodzi o całą resztę... Zacznijmy od świata fantastycznego, bo właśnie pisarka tam osadziła całą historię. Stworzyła ona całą krainę, ale w sumie równie dobrze mogłoby jej nie być, bo czytelnik po prostu tego NIE czuje. Opisów Adarlanu nie ma prawie w ogóle, ale dobra - to jeszcze można przełknąć, bo Celaena w większości przebywa w zamku, więc tutaj nie ma zbyt dużego pola do manewru (choć gdyby pisarce się chciało, to by dało się "wcisnąć" gdzieś tą atmosferę, charakteryzującą powieści fantastyczne). Nie doszukałam się jakichś większych informacji o "niewolniczej" pracy w kopalni soli w Endovier. Skoro tak ciężka i niewolnicza, to Sarah J. Maas mogła jakoś bardziej ten temat rozwinąć, niż dwoma przymiotnikami. Najbardziej zirytował mnie jednak fakt całkowitego zignorowania przez pisarkę opisów prób! No toż jest po prostu okropne! Jedynie w finale pojawiła się ich większa ilość, ale podczas reszty, praktycznie nic. Autorka czasem nawet ograniczyła się do wspomnienia o danym wydarzeniu, czyli coś w ten deseń: "Wczoraj była próba i poszło mi świetnie"... Opisy walki są bardzo istotnym elementem, szczególnie w tego rodzaju książkach, skoro pisarka postanowiła się skupić na dziewczynie-zabójczyni.

Chyba największym minusem tej książki jest główna bohaterka. Niby wyszkolona przez jednego z najlepszych zabójców, ale jakoś tego nie czuć, bo myśli Celaeny obejmują głównie Doriana, Chaola i chęć odzyskania wolności. Powiedziałabym, że w ogóle to równie dobrze mogłaby być zwyczajną dziewczyną porwaną z ulicy i zmuszoną do wzięcia udziału w turnieju. Pomyślałby ktoś, że taka osoba jak ona powinna mieć więcej rozsądku, ale cóż... to jest dosyć nielogiczna postać. Z jednej strony wyszkolona zabójczyni, która zapewne ma na swoim koncie wiele śmierci, a z drugiej zakochana nastolatka. To, że tak brzydko to ujmę, w ogóle się kupy nie trzyma.

"Szklany tron" po prostu mnie rozczarował. To nie jest książka, które nie da się czytać, bo się da. Jest lekka, przyjemna i jak się przymknie oko na wady, można czerpać w lektury przyjemność. Mnie jednak rozczarowała. Jestem trochę bardziej wymagającym czytelnikiem i jeśli brak oryginalności od razu rzuca mi się w oczy - nie potrafię tego zignorować. Nie wiem, czy sięgnę po kontynuację.
Moja ocena: 6/10

czwartek, 5 lutego 2015

Cassandra Clare - Miasto niebiańskiego ognia

Autor: Cassandra Clare Tytuł: Miasto niebiańskiego ognia Wydawnictwo: Mag Liczba stron: 702

Cassandra Clare jest moją ulubioną pisarką. To dzięki niej pokochałam czytanie, choć będąc w szkole podstawowej zapierałam się przed czytaniem, twierdząc, że to nudne. Właśnie dlatego mam do niej ogromny sentyment. Premiery "Miasta niebiańskiego ognia" niesamowicie wyczekiwałam, podobnie jak na premiery czwartego tomu - "Miasta upadłych aniołów" oraz piątego - "Miasta zagubionych dusz". Clare jako autorka zdobyła ogromną popularność, dlatego na jej książki trzeba było długo czekać, nie inaczej było w przypadku finałowej części. Napiszę tylko jedno: jej dzieła są jak najbardziej warte czekania!

"Miasto niebiańskiego ognia" zdobyłam już w dniu premiery, czyli we wrześniu i nie mogłam się nacieszyć tą powieścią. Piękna oprawa graficzna, a co najważniejsze książka liczy aż siedemset stron. Byłam dosłownie w siódmym niebie. Wiedziałam, że czeka mnie wspaniała przygoda, które będzie towarzyszyć nieustanne napięcie, co charakteryzuje Clare. Jakie to były emocje, a przecież nawet jeszcze nie zaczęłam jej czytać! Co paradoksalne, odkładałam lekturę tej książki. Najpierw musiałam przeczytać finał innej trylogii tej pisarki - "Mechaniczną księżniczkę", ponieważ te serie są ze sobą powiązane i muszą zostać przeczytane w takiej kolejności, aby nie było żadnych przykrych niespodzianek. Czas zleciał i w końcu za ostatnią część Darów anioła zabrałam się dopiero w ferie. Pewnie to głupie, mówicie, bo gdybym chciała, to bym przeczytała ją wcześniej. I to jest prawda. Ja jednak uparcie odwlekałam lekturę, ponieważ nie chciałam, żeby to był koniec. Diabelne maszyny choć były dobre, nie zaskarbiły sobie mojej sympatii tak bardzo jak pierwotna seria Clare, a ich zakończenie nie wstrząsnęło mną tak bardzo, jak innymi czytelnikami. 

Sebastian zapowiedział, że nadejdzie i nadszedł, tworząc Mrocznych Nocnych Łowców, którzy nieubłaganie niszczą Nefilim. Ciemność i chaos zaczyna stopniowo pochłaniać świat Nocnych Łowców, a wojna wydaje się kwestią czasu. Clary, Jace, Isabelle, Alec i Simon są są jedynymi osobami, które które mogą coś zdziałać, ale żeby to zrobić będą musieli wybrać się do świata zamieszkiwanego demony... 

Cassandra Clare obiecywała niezapomniane emocje. Łzy szczęścia, ale też i łzy smutku. Uczucia, które całkowicie pochłonął czytelnika. W przypadku tej pisarki wiedziałam, że nie okażą się to czcze obietnice. Wiedziałam, że ta autorka dotrzyma słowa i dokładnie się tak stało. "Miasto niebiańskiego ognia", choć jest książką bardzo grubą, czyta się ją błyskawicznie, wręcz z wypiekami na twarzy. Skończyłam ją w ekspresowym tempie dwóch dni, choć i tak starałam się dawkować czytanie i nie przeczytać wszystkiego za jednym "posiedzeniem", co często ma u mnie miejsce, gdy sięgam po powieści Clare. Według mnie w finałowym tomie Darów anioła nie zabrakło niczego: była akcja, były emocje i rozbrajające dialogi, które nieraz powodowały u mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. Amerykańska pisarka w tej części pokazała na co ją naprawdę stać i udowodniła swój talent, to bezapelacyjnie najlepsza książka, którą do tej pory napisała!

Zdążyłam naczytać się kilku negatywnych recenzji odnośnie zakończenia, które zaserwowała pisarka swoim fanom. Czytelnicy zarzucali jej sielankowość. Nie mogę się z tym zgodzić. W moim odczuciu Cassandra Clare stworzyła idealne zakończenie historii moich ukochanych bohaterów. Nie obyło się bez zaskoczeń, ale w gruncie rzeczy, podoba mi się sposób, w jaki wszystko zostało rozstrzygnięte. Cóż... po tym wszystkim, co ta autorka wyczyniała ze swoimi postaciami, jakby nie patrzeć, zasłużyli oni na trochę spokoju.

To się dzieje, Koniec mojej ukochanej przez wiele lat historii, do której zapewne wrócę jeszcze nie raz. Dary anioła mają w moim sercu swoje specjalne miejsce i zawsze będą je miały. "Miasto niebiańskiego ognia" znacznie przewyższyło moje oczekiwania, okazało się jeszcze lepsze, niż sądziłam. Polecam!
Moja ocena: 10/10